Były senator PiS oskarżony o zabicie psa. W jego obronie stanął proboszcz, „On kochał te psy, jest zdruzgotany"
Społeczna dyskusja dotycząca byłego senatora Prawa i Sprawiedliwości wciąż jest żywa. Zatrzymany w związku z podejrzeniem o zabicie psa Waldemar B. usłyszał już zarzuty. Funkcjonariusze dysponują mocnymi dowodami na popełnienie przestępstwa, a mimo to głosu zabierają osoby broniące byłego polityka z Kaszub.
62-letni Waldemar B. został przyłapany na karygodnym zachowaniu. Jak relacjonują świadkowie zdarzenia i autor nagrania, były senator PiS przyczepił swojego psa do haka samochodowego, wsiadł do pojazdu i nacisnął gaz. Zwierzę nie było w stanie dotrzymać narzuconego tempa, dlatego po pewnym czasie padło bezwładnie na ziemię i w dalszym ciągu było ciągnięte na sznurze po asfalcie.
Waldemar B. nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że kocha zwierzęta
Funkcjonariusze pomorskiej policji celem sprawdzenia stanu zdrowia zwierzęcia udali się na posesję należącą do byłego senatora PiS. Na miejscu odkryli, że jedno z dwóch należących do niego zwierząt jest martwe. Sekcja zwłok potwierdziła, że zwierzę zmarło wskutek zadanych mu obrażeń. Drugi z czworonogów został interwencyjnie odebrany i przekazany pod opiekę pracowników schroniska.
Choć sam Waldemar B. nie przyznaje się do zarzucanego mu przestępstwa i podkreśla, że zwierzęta są drogie jego sercu, mieszkańcy Kościerzyny są oburzeni zachowaniem lokalnego polityka. Na znak solidarności i bezwzględnego sprzeciwu wobec aktom przemocy i okrucieństwa, przed pomnikiem w mieście stanęły potępiające banery z wizerunkiem oskarżonego oraz hasłem "dewiant roku 2021".
Tymczasem w obronie byłego senatora Prawa i Sprawiedliwości staje zaprzyjaźniony proboszcz parafii w Rekownicy. W rozmowie z "Faktem" duchowny wyznał, że nie wierzy w zarzuty przeciwko Waldemarowi B.
Obrońca Waldemara B. brnie w absurd. Były polityk z troski przywiązał psa do haka holowniczego?
Zdaniem księdza kanonika Zbigniewa Wysieckiego oskarżony polityk kocha zwierzęta i nie byłby w stanie skrzywdzić własnego pupila. W swojej wypowiedzi zaznaczył, że czworonogi potrafiły sprawiać duże problemy, a nawet mogły być niebezpieczne dla innych ludzi.
- Gdyby te psy kogoś ugryzły to wtedy byłaby tragedia. Trzeba zaznaczyć, że był wtedy przeziębiony, osłabiony. Odnalazł je. To są ogromne psy, to nie jest takie proste, by je przetransportować do domu. Wiem, bo kiedyś jak uciekły też je raz ściągałem, bo mnie o to poprosił - powiedział "Faktowi" proboszcz.
Dodał również, że nie jest przekonany, co do opinii biegłych weterynarzy, którzy przeprowadzali sekcję zwłok wleczonego za autem psa. Zasugerował, że przyczyną śmierci suczki mógł być nagły zawał serca.
- Na pewno nie była zmęczona, bo on co chwilę się zatrzymywał, żeby też mieć w zasięgu wzroku Hazara, żeby też był blisko. Znam tego człowieka. On nigdy nie był okrutny, nigdy nie skrzywdziłby zwierzęcia - argumentował ksiądz.
Oprócz tego, duchowny poinformował, że śmierć zwierzęcia była bolesnym ciosem dla jego właściciela. Ma pretensje do świadków zdarzenia, którzy w jego odczuciu mogli zareagować i zapobiec tragedii. Ksiądz uważa także, że opublikowany w sieci materiał filmowy został zmanipulowany, aby ukazać polityka w niekorzystnym świetle.
- Ludzie nie znają tej rasy psów, nie wiedzą, jak były chowane. Od długiego czasu te psy nie chodziły na smyczy. Ktoś powie, że można było je po prostu wziąć na smycz i odprowadzić do domu, ale to nie jest taka prosta sprawa. Łatwo zniszczyć człowieka, ale potem odbudować jego dobre imię to jest bardzo trudno – podsumował. Zobacz zdjęcie:
Dołącz do nas
Jeśli chcesz przedstawić nam swojego pupila lub masz ciekawą historię związaną ze zwierzęciem do opowiedzenia, napisz do nas na [email protected]. Pamiętaj też o dołączeniu do naszej grupy na Facebooku, gdzie możesz spotkać innych miłośników zwierząt - Kochamy Zwierzęta. Bądź z nami!
13-latkowie pomogli zatrzymać kobietę, która chciała porzucić psa
Niecodzienna interwencja w Krakowie. Na drzewie wisiał niebezpieczny "lagun"