Były komandos walczy w Afganistanie o zwierzęta i ludzi. Spotkał go straszny cios
O dramacie Paula "Pena" Farthinga, byłego brytyjskiego komandosa, pisaliśmy już wcześniej. Mężczyzna prowadził w Afganistanie klinikę dla zwierząt, w której kształcił młodych Afgańczyków i Afganki na weterynarzy. Teraz Paul, jego rodzina, zwierzaki i współpracownicy przechodzą piekło.
Po szybkiej ewakuacji amerykańskich wojska Afganistan dostał się w ręce Talibów. Amerykanie zabrali ze sobą cywilów, społeczność międzynarodowa szybko zorganizowała też transport swoich obywateli poza granice ogarniętego pożogą kraju. Jednak dla Paula żadna pomoc nie była jak dotąd wystarczająca.
Chce ratować współpracowników i swoje zwierzęta
Mężczyzna poprzysiągł sobie, że nie opuści Afganistanu, dopóki rząd Wielkiej Brytanii nie zgodzi się na przetransportowanie także licznych zwierząt, które Paul leczy w swej klinice, a także Afgańskich współpracowników byłego komandosa.
- Dla tych ludzi rządy Talibów to pewna śmierć - mówił Farthing w wywiadach dla mediów. - Nie spocznę, póki ich ze soba nie zabiorę.
Dramat Paula, jego rodziny, współpracowników i zwierząt poruszył brytyjską opinię publiczną. Głos w sprawie byłego komandosa zabrał nawet premier Boris Johnson. Niestety, wszystko sprzysięgło się przeciwko dzielnemu obrońcy zwierząt i ludzi.
Odprawieni z kwitkiem
Jeszcze w czwartek Farthing z rodziną, współpracownikami i zwierzętami dostał się na lotnisko w Kabulu. Niestety, mimo obietnic brytyjskiego rządu, został odprawiony z kwitkiem! Okazało się, że na dwie godziny przed przybyciem Farthinga amerykańska administracja lotniska zmieniła przepisy wyjazdowe i ewakuacja ludzi i zwierząt rozbiła się o urzędowe procedury.
Co gorsza, dosłownie kilka chwil po tym, jak Farthing został odesłany do poczekalni, mniej więcej 100 m od niego eksplodowała bomba, podłożona przez Talibów. W zamachu zginęło ponad 100 osób, na szczęście Farthingowi, jego rodzinie, współpracownikom i zwierzętom nic się nie stało.
O całej tej dramatycznej sytuacji Paul Farthing poinformował zatrwożoną opinię publiczną na Twitterze:
The whole team & dogs/cats were safely 300m inside the airport perimeter. We were turned away as @JoeBiden @POTUS had changed paperwork rules just 2 hours earlier. Went through hell to get there & we were turned away into the chaos of those devastating explosions. #OperationArk
— Pen Farthing (@PenFarthing) August 27, 2021
Interweniowało brytyjskie ministerstwo
Wreszcie, po interwencji Brytyjskiego Ministerstwa Obrony, Farthing został wpuszczony na pokład samolotu ze swoimi zwierzętami. Uratował 94 psy i 79 kotów.
The whole team & dogs/cats were safely 300m inside the airport perimeter. We were turned away as @JoeBiden @POTUS had changed paperwork rules just 2 hours earlier. Went through hell to get there & we were turned away into the chaos of those devastating explosions. #OperationArk
— Pen Farthing (@PenFarthing) August 27, 2021
Niestety, były komandos miał łzy smutku w oczach, gdy samolot wzbijał się w powietrze. Bezduszne procedury bezpieczeństwa nie pozwoliły mu zabrać ze sobą Afgańskich współpracowników. To, o co walczył od samego początku inwazji Talibów, nie zostało zrealizowane.
- Nie zamierzam się poddawać - mówi Farthing w wywiadzie dla portalu The Sun. - Teraz sam nie wiem, co czuję. Cieszę się, że uratowałem zwierzęta, ale nie mogę przeboleć, że moi ludzie zostali tam na łasce Talibów. Wrócę po nich, na pewno wrócę.
Źródło: The Sun, BBC.com, Twitter.com
Dołącz do nas
Jeśli chcesz przedstawić nam swojego pupila lub masz ciekawą historię związaną ze zwierzęciem do opowiedzenia, napisz do nas na [email protected]. Pamiętaj też o dołączeniu do naszej grupy na Facebooku, gdzie możesz spotkać innych miłośników zwierząt - Kochamy Zwierzęta. Bądź z nami!