Właściciel agresywnego amstaffa terroryzuje sąsiadów. Odmawia używania smyczy
Mieszkańcy Łodzi żyją w ciągłym strachu. Powodem jest agresywny pies rasy amerykański staffordshire terrier, popularnie nazywany amstaffem, którego właściciel prowadza bez smyczy i kagańca. Zwierzę wielokrotnie zaatakowało inne psy, brutalnie je raniąc. Mimo wielu spraw i wyroków skazujących, jego właściciel w dalszym ciągu czuje się bezkarny i naraża sąsiadów na niebezpieczeństwo.
Na osiedle przy al. Kościuszki w Łodzi od 10 lat rozgrywa się niekończący dramat z powodu agresywnego psa i jego nieodpowiedzialnego opiekuna. W obawie o bezpieczeństwo swoich pupili oraz dzieci, mieszkańcy muszą mieć oczy dookoła do głowy. Wystarczy chwila nieuwagi, by doszło do kolejnej tragedii.
Amstaff postrachem mieszkańców i ich zwierząt
Ludzie mieszkający na jednym z łódzkich osiedli twierdzą, że sytuacja ciągnie się od blisko dekady. Boją się wychodzić z domów i celowo obierają takie trasy spacerowe, gdzie prawdopodobieństwo stanięcia oko w oko z groźnym amstaffem i jego właścicielem będzie jak najmniejsze.
– Najpierw patrzę przez wizjer, potem szybko wybiegam z budynku, rozglądam się i wybieram trasę spaceru z moim psem, w taki sposób, żeby nie można było nas zaskoczyć, wychodząc nagle zza krzaka. Wybieram wolne przestrzenie, cały czas się rozglądam – mówi „Wyborczej” jedna z mieszkanek bloku przy al. Kościuszki.
Właściciele psów, zwłaszcza samców, skarżą się na liczne akty agresji ze strony amstaffa. Przedstawiają przy tym bogatą dokumentację medyczną i zdjęcia pogryzionych podopiecznych. Niektórzy dodają, że wkrótce po ataku musieli pożegnać swoich czworonożnych przyjaciół.
Mieszkańcy obawiają się, że kolejna napaść może zakończyć się śmiercią ich pupila. Nie wykluczają możliwości, że pewnego dnia poszkodowane zostanie także dziecko.
- Ten pies jest nieprzewidywalny – zaznacza jeden z sąsiadów. - Mojego psa znał od szczeniaka, było przynajmniej kilkanaście spotkań gdzie razem sobie funkcjonowały, a któregoś dnia po prostu nagle rzucił się na niego, wgryzł mu się w szyję. Skończyło się to szyciem u mojego psa i antybiotykiem. Tylko tyle, albo aż tyle – podaje Radio Łódź.
Na właścicielu ciąży siedem prawomocnych wyroków
Jak docieka „Wyborcza”, mężczyzna miał nawet 15 spraw w sądzie - 13 zakończyło się wyrokiem w sądzie, a 1 została umorzona. Sąd 7 razy skazywał mężczyznę na grzywnę. Mimo to pies stwarzający zagrożenie nadal nie został odebrany spod opieki nieodpowiedzialnego właściciela.
Łodzianie twierdzą, że opiekun agresywnego amstaffa nie jest stabilny emocjonalnie. Pomimo skarg ze strony sąsiadów nie nawiązuje rozmowy i notorycznie łamie prawo, puszczając psa luzem. Dodają, ze upominanie go o założenie psu smyczy i kagańca nie przynosi żadnego skutku. Mężczyzna tłumaczy, że "taką ma filozofię" i nikt go nie zmusi do trzymania psa na smyczy.
Poniżej można obejrzeć materiał dokumentujący jeden z niedawnych incydentów na łódzkim osiedlu. Właściciel amstaffa ponownie wyprowadzał go bez użycia kagańca i smyczy, co zakończyło się kolejnym atakiem na spacerującego w pobliżu psa.
Dołącz do swiatzwierzat.pl
Jeśli chcesz przedstawić nam swojego pupila lub masz ciekawą historię związaną ze zwierzęciem do opowiedzenia, napisz do nas na [email protected]. Pamiętaj też o dołączeniu do naszej grupy na Facebooku, gdzie możesz spotkać innych miłośników zwierząt - Kochamy Zwierzęta. Bądź z nami.
Szczekający belfer. Jak labrador odmienia życie uczniów w brytyjskiej szkole
Istoty jak z innej planety wtargnęły na plażę. Przybyły z kosmosu czy z morza?