Uratowała psa z nagrzanego auta. SZOKUJĄCE, jak zareagowała właścicielka, uśmiech nie schodził jej z ust
Do sieci trafiło nagranie z akcji ratunkowej, której dokonano na jednym z parkingów. Chociaż termometry wskazywały ponad 30 stopni Celsjusza, w nagrzanym i zamkniętym samochodzie pozostawiono psa rasy chihuahua. Zwierzę skomlało i mocno dyszało, a mimo to po właścicielce pojazdu nie było widać ani śladu. Świadkowie postanowili wziąć sprawy w swoje ręce, a po wydostaniu czworonoga na zewnątrz skonfrontowali się z jego opiekunką. Reakcja kobiety zbulwersowała internetową społeczność.
Świadkowie usłyszeli skomlenie psa. Chihuahua była zamknięta w nagrzanym samochodzie
Mimo iż lato powoli dobiega końca, w wielu zakątkach świata żar nadal leje się z nieba. W prognozach przez długi czas nie było widać ochłody, dlatego synoptycy, policjanci oraz lekarze ostrzegają przed problemami zdrowotnymi wywoływanymi działaniem upałów. Udar cieplny, określany inaczej porażeniem cieplnym, jest skutkiem przegrzania organizmu i realnym zagrożeniem, zwłaszcza w przypadku dzieci, seniorów, osób z dolegliwościami układu krążenia oraz z nadwagą lub otyłością.
Cierpią nie tylko ludzie, ale również zwierzęta - często z winy swoich opiekunów. Skutki nieodpowiedzialnej decyzji na własnej skórze odczuł pies rasy chihuahua, który w upalny dzień został pozostawiony w nagrzanym samochodzie bez niczyjej opieki. Z relacji świadków wynika, iż zwierzę przebywało w aucie przez około godzinę. Lekko uchylone okno nie zapewniało przepływu świeżego powietrza.
Na zewnątrz temperatura dochodziła do 32 stopni Celsjusza, natomiast w pojeździe było jeszcze goręcej, dlatego świadkowie poprosili o pomoc odpowiednie służby.
Straciła panowanie nad samochodem i uderzyła w sygnalizator. Wszystkiemu winne okazało się to stworzeniePsa udało się uratować w ostatniej chwili. To jeszcze szczeniak
Nagranie z przebiegu interwencji policji zostało zamieszczone na profilu Arlene Hernandez. Młoda kobieta jako pierwsza usłyszała skomlenie zwierzęcia. Kiedy zajrzała do wnętrza samochodu, w twarz buchnęło jej rozgrzane powietrze.
Psy to moja słabość. Pękło mi serce, gdy usłyszałam płacz tego psa - uargumentowała przejęta kobieta.
Niewielkich rozmiarów piesek skakał po zagraconych fotelach, szukając drogi ucieczki z piekielnej pułapki. Arlene zauważyła, że nie miał on dostępu ani do jedzenia, ani wody. Dziewczyna zaczekała przy samochodzie, mając nadzieję, że właściciel wkrótce wróci do pojazdu. Mając świadomość, iż temperatura w nagrzanym aucie może w ciągu kilku minut wzrosnąć do poziomu zagrażającego zdrowiu i życiu ludzi i zwierząt, nie mogła bezczynnie stać i jedynie przyglądać się cierpieniu niewinnego stworzenia.
W końcu po 20 minutach oczekiwania powiadomiła służby, a w międzyczasie wraz ze swoim partnerem usiłowała schłodzić pupila, polewając go wodą przez uchyloną szybę.
Policja starała się, jak tylko mogła – próbowali otworzyć okno i odblokować samochód. Bawili się drzwiami przez około 30 minut i wezwali opiekę nad zwierzętami, ale trwało to jeszcze godzinę - relacjonuje Hernandez.
W końcu po długim czasie nastąpił przełom w akcji ratunkowej. Drzwi do samochodu stanęły otworem przed zgromadzonymi osobami, a Arlene wyciągnęła szczenię na zewnątrz. Pies był spragniony i przestraszony, ale na szczęście po wyjęciu z pojazdu czuł się dobrze.
Właścicielka psa upierała się, że nie zrobiła niczego złego
Po tym, jak Hernandez pomogła uwolnić chihuahuę z samochodu, na horyzoncie wreszcie pojawiła się poszukiwana właścicielka zwierzęcia. Towarzyszyła jej mała dziewczynka, dlatego w przypływie emocji Arlene zwróciła psa kobiecie. Gdyby w tamtym momencie nie zrobiło jej się żal dziecka, najpewniej historia przybrałaby inny obrót.
Wyglądała na przestraszoną, a ja nie chciałam wywołać u niej traumy. To był jej szczeniak i bolało mnie oddanie psa wobec niej - wspomina Arlene w rozmowie z “Newsweekiem”.
Arlene oraz jej partner usiłowali wytłumaczyć kobiecie, jakie następstwa mogła mieć decyzja o pozostawieniu szczenięcia w zamkniętym samochodzie, jednak w trakcie konfrontacji właścicielka chihuahuy wypierała się winy i zbywała każdą uwagę machnięciem dłoni oraz ironicznym uśmiechem. Stwierdziła, że świadkowie zdarzenia dramatyzują z powodu kilku minut nieobecności, a finalnie nikomu nic się nie stało. Sądząc po jej postawie, nie wyciągnęła żadnej lekcji z wydarzeń, które mogły kosztować zwierzę zdrowie, a nawet życie. Czy została ukarana przez przybyłe na miejsce służby? Tego autorka nagrania nie ujawniła, jednak przebieg rozmowy można obejrzeć na poniższym nagraniu:
Mam nadzieję i modlę się, aby [właścicielka] nie zrobiła tego ponownie i wyciągnęła z tego nauczkę - kwituje ze smutkiem Arlene.
Źródło: tiktok