Pyszczek uratowanego psa przypominał balon. Później pokazał swoje piękne oblicze
Marco to pies, który cierpiał niewyobrażalne katusze. Ktoś przywiązał go do płotu i pozostawił na pastwę losu. Co najgorsze, pies na jakąkolwiek pomoc czekał kilka dni, pomimo tego, że już na pierwszy rzut oka widać było, że jest w dramatycznym stanie. Jego głowa była tak napuchnięta, że sprawiała wrażenie, jakby miała lada chwila wybuchnąć. Wiele wskazuje na to, że rany pokrywające ciało zwierzaka są wynikiem walk psów, w których był zmuszony brać udział.
Przywiązali go do płotu. Pies cierpiał tak kilka dni
Aktywiści z organizacji Stray Rescue of. St Louis (SRSL), zajmującej się pomocą dla bezdomnych zwierząt pewnego dnia otrzymali zgłoszenie, informujące o tym, że przy płocie na przedmieściach jest przywiązany pies. Podobno zwierzę siedzi tam już od kilka dni. Dopiero po tym czasie jeden z przechodniów postanowił zareagować na cierpienie zwierzaka. Po przyjeździe wolontariuszy na miejsce zdarzenia okazało się, że zwierzę musiało przez ten czas przechodzić niewyobrażalne katusze.
To był młody, ale bardzo chory pies w typie pitbulla. Głowa czworonoga była bardzo napuchnięta. Sprawiała wrażenie, jakby lada chwila miała wybuchnąć. Poza tym zwierzę było bardzo wychudzone, a jego ciało pokrywały liczne zadrapania.
Bez pardonu, dostojnym krokiem wszedł prosto na drogę. "Mikołaj go szukał wczoraj" piszą internauciPorzucony pies walczył z sepsą. Specjaliści nie byli pewni, czy uda się go uratować
Aktywiści nazwali swojego nowego podopiecznego Marco. Wiedzieli, że psiak potrzebuje natychmiastowej opieki weterynaryjnej. Dlatego zamiast do siedziby organizacji, udali się do kliniki, w której mogli liczyć na wsparcie najlepszych specjalistów.
Okazało się, że w wyniku nieleczenia licznych obrażeń, w organizmie pitbulla rozwinęła się sepsa. Jego stan był na tyle poważny, że lekarz weterynarii nie mógł zagwarantować tego, czy leczenie przyniesie satysfakcjonujące rezultaty. Jednak nie tracąc nadziei, podał Marco antybiotyki, kroplówkę oraz leki, które miały wspomóc jego organizm w walce z sepsą. Następnie pitbull został przejęty przez aktywistów z SRSL. Wolontariusze przygotowali mu ciepłe i przytulne legowisko, w którym przez długie tygodnie czworonóg walczył o życie. Specjaliści podejrzewali, że tragiczny stan psa był spowodowany nie tylko zaniedbaniem, ale również tym, że zwierzę było zmuszane do udziału w walkach psów. Prawdopodobnie dlatego na jego ciele znajdowało się tak wiele ran.
Marco nie stracił zaufania do ludzi. Wciąż jest wesołym i przyjaznym psem
Po kilku tygodniach spędzonych pod okiem doświadczonych opiekunów, Maco poczuł się dużo lepiej. Wciąż był bardzo słaby, ale wszystko wskazywało na to, że pies za pewien czas odzyska pełnie sił. Dlatego wolontariusze podjęli decyzję o przekazaniu go do domu tymczasowego. To było dla niego najlepsze rozwiązanie. W siedzibie organizacji nie sposób było zapewnić mu takich warunków, jakie panują w prawdziwym domu.
Rodziną zastępczą Marco została Katie. Kobieta planowała przejąć opiekę nad pitbullem na kilka miesięcy, jedynie do czasu, aż nie znajdzie się ktoś, kto postanowi dać mu stały dom. Jednak szybko do szaleństwa zakochała się w swoim podopiecznym i postanowiła, że zostanie on z nią na zawsze. Katie nie ukrywa, że to wyjątkowo przyjazny i czuły pies.
Niesamowite jest to, że Marco wciąż ma w sobie tak ogromne pokłady zaufania do ludzi. Zachowuje się, jakby zupełnie nie pamiętał o tym, co przeszedł, zanim został przywiązany do płotu.
Źródło: thedodo.com, facebook.com/StrayRescue