"Pomocy, w moim samochodzie coś miauczy", czyli niecodzienna akcja ratunkowa z asystą mechaników
Przechodnie usłyszeli miauczenie dobiegające z wnętrza pojazdu zaparkowanego przed sklepem. Zajrzenie do wnętrza auta przez szyby w niczym jednak nie pomogło, dlatego postanowili zwrócić się o pomoc do organizacji prozwierzęcej. Nieprawdopodobne, gdzie finalnie znaleziono płaczącego kotka. Nagranie z interwencji wprawia w osłupienie.
Członkowie Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami powiadomili w mediach społecznościowych o przeprowadzeniu nietypowej akcji ratunkowej. Tym razem ich sprzymierzeńcami stali się pracownicy Auto-Service. M. Banduła, M. Lipiarz przy ulicy Wrzosowej w Balicach.
Uwięzionego stworzonka nigdzie nie było widać
Jak relacjonuje jeden z pracowników, tuż przed samym końcem zmiany w siedzibie organizacji rozdzwoniły się telefony. Zgłaszający zrelacjonował zaistniałą sytuację w następujący sposób:
- Gdzieś w samochodzie miauczy kot, nie widać go, na miejscu jest trzech mechaników, którzy zdemontowali to, co w warunkach polowych zdemontować się dało i nic - opisują ratownicy, którzy nie odmówili pomocy.
Po przybyciu na miejsce zastali lekko zrozpaczoną właścicielkę samochodu, która utknęła na parkingu od blisko 3 godzin. Jak się okazało, pewien wszędobylski mruczek wślizgnął się do "wnętrzności" samochodu i wcale nie miał zamiaru z niego wychodzić.
- Spojrzeliśmy pod maskę, obejrzeliśmy z boków i w okolicach nadkoli, zajrzeliśmy sobie nawet z wrodzonego wścibstwa pod autko…. Nic, ani śladu zwierzaka - relacjonują członkowie KTOZ. - Koleżanka postanowiła skorzystać z multimediów, na pewnym znanym kanale wyszperała filmiki z kocim miauczeniem, odpaliła i…. Eureka! Gdzieś z tyłu pojazdu dobiegło nas rozpaczliwe nieco miauknięcie, potem drugie, trzecie, kolejne, cała seria rozpaczliwych miauknięć! Ale miauczącego widać nie było wcale.
Fachowcy nie zawiedli w potrzebie
Wszyscy zgromadzeni zgodnie doszli do wniosku, że samodzielne poszukiwania zwierzaka nie przyniosą spodziewanych rezultatów. Postanowili więc skorzystać z usług mechaników z pobliskiego warsztatu samochodowego.
- Panowie mechanicy pooglądali auto, a w pewnej chwili z czeluści dobiegło ostrzegawcze syknięcie, „Pan może kota nie widzi, ale kot widzi już pana” - orzekła koleżanka, a panowie fachowcy ustalili szybciutko, skąd kot może patrzeć – i po ustaleniu kociego punktu obserwacyjnego udało się dojrzeć i obserwatora - czytamy porywającą relację o losach kociego ninja.
Niedługo potem mechanikom udało się zdemontować kanapę, pod którą ukrywało się małe bure kociątko. Co zaskakujące, maluch podróżował w "bebechach" wehikułu aż z Krzeszowic.
- Kociątko – mimo straszliwych okoliczności przyrody: warsztat, dziwne zapachy, stado obcych ludzi i brak mamy - nie traciło rezonu i nadal starało się przekonać świat, że zaraz nas wszystkich pozjada. A my się wszyscy bardzo ucieszyliśmy - wyjaśniają krakowscy przyjaciele zwierząt. Uratowane kociątko zostało nowym podopiecznym Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Ma najprawdopodobniej 1,5 miesiąca, a jego tymczasowi opiekunowie poszukują dla niego imienia. Czy macie jakieś propozycje?
Zobacz nagranie:
Źródło: facebook/KTOZ
Dołącz do nas
Jeśli chcesz przedstawić nam swojego pupila lub masz ciekawą historię związaną ze zwierzęciem do opowiedzenia, napisz do nas na [email protected]. Pamiętaj też o dołączeniu do naszej grupy na Facebooku, gdzie możesz spotkać innych miłośników zwierząt - Kochamy Zwierzęta. Bądź z nami!
Buldożek nie umie przyjmować komplementów. Właściciel nagrał jego przezabawną reakcję
Nagrali, jak ratują niezwykłego zwierzaka. Film stał się hitem, ma ponad 20 mln wyświetleń