Pokazała, co zastała w wynajętym mieszkaniu. Takich "lokatorów" na miejscu nikt nie chciałby znaleźć
Kobieta, która wynajęła mieszkanie za pośrednictwem Airbnb, przeżyła prawdziwy horror. Nieruchomość w rzeczywistości w ogóle nie pasowała do opisu zawartego w ogłoszeniu. Żyły tam karaluchy i gryzonie, było bardzo brudno. Co gorsze, po kilku godzinach użytkowania przestrzeni na jaw wyszły kolejne, znacznie bardziej niebezpieczne problemy. To mieszkanie nie nadawało się do życia, a serwis pośredniczący w wynajmie nie chciał wziąć za to odpowiedzialności.
Wynajęła mieszkanie, które wyglądało zupełnie inaczej w rzeczywistości, niż na zdjęciach
Melanie uwielbia podróżować. Dlatego często zmienia miejsca zamieszkania. Spędza w jednym mieście kilka tygodni lub miesięcy, po czym szuka nowych wrażeń. Okazuje się jednak, że życie współczesnego nomady miewa ogromne wady. Jedną z nich są nieuczciwi właściciele mieszkań na wynajem.
Kobieta postanowiła wynająć mieszkanie na miesiąc za pośrednictwem znanej platformy Airbnb. Przyjemność ta kosztowała ją niemal 10 tys. zł. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy po wejściu do wynajętego lokalu to bród oraz stare i zaniedbane meble , które wyglądały zupełnie inaczej niż te widoczne na zdjęciach w ogłoszeniu. Później było tylko gorzej. Melanie nie zdążyła się jeszcze dobrze rozejrzeć, a już natknęła się na pierwszego karalucha. Szybko przekonała się, że nie jest to samotny osobnik. W wynajętym przez nią mieszkaniu było całe stado wszędobylskich i potencjalnie chorobotwórczych bezkręgowców.
Po mieszkaniu chodziły karaluchy i gryzonie
Melanie zgłosiła opisaną sytuację do Airbnb, domagając się zwrotu poniesionych kosztów . Gdyby wiedziała, że nieruchomość jest w tak tragicznym stanie, nie zdecydowałaby się na jej wynajem. Jednak pośrednik robił wszystko, aby nie wziąć na siebie konsekwencji wynikających z nieuczciwego zachowania właściciela nieruchomości, pomimo tego, że między innymi tym powinien się zajmować. Zirytowana kobieta nie zamierzała odpuszczać. Postanowiła opowiedzieć o tej nieprzyjemnej historii na portalu X (dawniej: Twitter):
Kiedy tu przyszłam po raz pierwszy, w kuchni był mały karaluch. Zabiłam go, co oczywiście było moim błędem, bo pomoc Airbnb chciała dowodu. Od tego czasu zabiłam jeszcze dwa. Jeden uciekł, ale oto nasz dowód!
Co gorsze, okazało się, że karaluchy i ogólny nieporządek nie są jedynymi problemami. Melanie odkryła, że stan techniczny mieszkania jest co najmniej niepokojący, a nawet stwarzający zagrożenie dla lokatorów.
Problemów w mieszkaniu było więcej, niż się spodziewała. Nie wytrzymała
Melanie odkryła, że w mieszkaniu są również gryzonie , ponieważ znalazła charakterystyczne odchody oraz trutki. Oznaczało to, że właściciel musiał zdawać sobie z tego sprawę, a pomimo tego nie wspomniał o tym w ogłoszeniu o wynajmie.
Wadliwy okazał się być również zamek w drzwiach wyjściowych, przez co bezproblemowe zamknięcie nieruchomości nie było możliwe. Przy próbie kąpieli Melanie odkryła również, że w mieszkaniu nie ma ciepłej wody. Natomiast kiedy próbowała przyrządzić sobie coś do jedzenia, okazało się, że pokrętła gazu nie działają prawidłowo, przez co nie da się zamknąć odpływu gazu. To byłoby za dużo nawet dla najbardziej wyrozumiałego lokatora. Melanie jeszcze tego samego dnia wyprowadziła się z zaniedbanej stancji. Dodać należy, że platforma pośrednicząca zgodziła się na zwrot pieniędzy dopiero po tym, jak o historii tej zrobiło się głośno w mediach społecznościowych.
Źródło: turystyka.wp.pl, twitter.com/SureAsMel