Mały dzik zamarzał na śmierć, miał poniżej 30 st. Wpis rozjuszył internautów. "Wszyscy umywają ręce"
Pracownicy Straży Miejskiej z Poznania podczas jednej z interwencji uratowali warchlaka. Zaalarmowani pracownicy mundurowi po zabezpieczeniu zwierzaka przekazali go pod opiekę ratowników weterynaryjnych. Pomimo że dzięki działaniom tym udało się podtrzymać malucha przy życiu, internauci nie kryją oburzenia. Zdaniem komentujących dzikie stworzenia w Poznaniu i okolicach zazwyczaj nie mogą liczyć na żadną pomoc, przez co godzinami konają w męczarniach.
Strażnicy Miejscy otrzymali nietypowe zgłoszenie. Chodziło o małego dzika
W pierwszy weekend stycznia Straż Miejska z Poznania przeprowadziła nietypową interwencję. Mundurowi otrzymali zgłoszenie dotyczące maleńkiego dzika. Ledwie przytomne zwierzę zostało znalezione na terenie Nowego Miasta przez kobietę, która postanowiła zrobić wszystko, aby je uratować. Ogrzała je, po czym wezwała pomoc. W mediach społecznościowych na profilu Straży Miejskiej Miasta Poznania zrelacjonowano to w następujący sposób:
Po przyjechaniu na miejsce, osoba zgłaszająca przekazała funkcjonariuszom bardzo młodego, wyziębionego warchlaczka. Kobieta ogrzała go kołdrą, a strażnicy w trakcie oczekiwania na ratownika weterynarii trzymali w nagrzanym radiowozie.
Wiadomo już, jak obecnie miewa się wyziębnięty maluch.
Skandal na mszy z udziałem dzieci, z królików zrobiono zabawki. "Można upaść, ale żeby tak nisko?"Warchlak był w głębokiej hipotermii. Temperatura jego ciała wynosiła 28 st. C.
Ostatecznie mały dzik trafił pod opiekę ratowników z Animal Vet Services i dosłownie w ostatniej chwili udało się go uratować. Specjaliści zdradzili, jak obecnie czuje się ich nowy podopieczny:
W sobotę po południu trafił do nas kilkudniowy warchlaczek w głębokiej hipotermii. Temperatura jego ciała wynosiła 28°C. Maluch po ogrzaniu w inkubatorze i podaniu płynów doszedł do siebie. Dzisiaj ma się bardzo dobrze, a mleko z butelki ciągnie jak szalony.
Sympatycy zwierząt nie kryją radości z finału interwencji, jednak nie zabrakło też ludzi, których historia dzika sprowokowała do wyrażenia swojej frustracji i żalu na temat bierności lokalnych służb. Twierdzą, że w Poznaniu zgłoszenia dot. dzikich zwierząt potrzebujących natychmiastowej pomocy są notorycznie ignorowane.
W jednym z największych miast w Polsce nie dba się o dobrostan dzikich zwierząt?
Pod postem opublikowanym przez Straż Miejską Miasta Poznania zawrzało. Okazuje się, że wiele osób nie ma zbyt miłych wspomnień, związanych z funkcjonowaniem tej jednostki w sytuacjach, w których dzikie istoty potrzebowały ratunku:
O rety jaka akcja! A jak dzwoniłam w sprawie potrąconego kozła to czekałam 4 h aż przyjechały służby porządkowe i stwierdziły, że “nie sprzątną”, bo kozioł jeszcze żyje. Może dajcie jasną instrukcję postępowania w przypadku potrąconych zwierząt konających na poboczach, bo to ciągle kuleje i wszyscy umywają ręce.
Z kolei osoba, która skomentowała post jeszcze przed informacją o stanie dzika, opublikowaną przez ratowników z Animal Vet Services, dodała:
Dla dużych ssaków od lat miasto oferuje tylko myśliwego, więc czy i warchlaczek wylądował pod lufą?
Źródło: epoznan.pl, wiadomosci.onet.pl