Wyszukaj w serwisie
Psy Koty Inne zwierzęta Nasze ZOO Głosem eksperta Pozostałe quizy
Swiatzwierzat.pl > Koty > Kot wylądował w schronisku. Ślad na jego brzuchu nie daje spokoju personelowi
Kamila Sabatowska
Kamila Sabatowska 21.04.2024 14:16

Kot wylądował w schronisku. Ślad na jego brzuchu nie daje spokoju personelowi

kot
fot. instagram/tierheim_dellbrueck

Personel schroniska zamieścił w sieci zdjęcie kota, który trafił do ich placówki. Nie da się ukryć, że mruczek zrobił wrażenie na wielu internautach. Podczas badania wyszedł jednak zaskakujący szczegół, który nie daje spokoju specjalistom, którzy się nim zajęli.

Do schroniska trafił zagubiony kot

Lokalne schronisko w jednym z niemieckich miast udostępniło za pośrednictwem swoich social mediów zdjęcie kota, który trafił po ich opiekę. Personel liczył na to, że mruczek być może uciekł z domu i zgubił się w nieznanej mu okolicy.

Losem zwierzaka zainteresowało się wiele osób, które udostępniały post wśród swoich znajomych. Niestety, póki co jego opiekun się nie znalazł. Jednak jedna rzecz dała specjalistom badającym zwierzę mocno do myślenia. Mogło się okazać, że to ważna poszlaka w ustaleniu, czy mruczek ma dom.

Ze studzienki zwierzakowi wystawała tylko głowa. Poziom wody wciąż się podnosił To najmądrzejsza rasa psa? Psychologowie nie mają wątpliwości

Tajemniczy ślad na kocim brzuszku

Weterynarz, który zajął się kotem, gdy ten trafił do schroniska, od razu zauważył coś zastanawiającego na jego brzuchu. Mianowicie, sierść na nim była wyraźnie krótsza, niż na reszcie ciała. Specjalista nie miał wątpliwości, że zwierzę tak równo nie pozbyłoby się samo swojego futerka. Ktoś musiał mu w tym pomóc.

Najbardziej prawdopodobnym przebiegiem zdarzeń, do jakiego doszedł personel schroniska, było to, że w ciągu ostatnich dwóch tygodni, kot musiał mieć robione badanie USG. W tym właśnie celu należało ogolić jego sierść.

Badanie kota wcale nie rozwiało wątpliwości

Po dojściu do takich wniosków lekarze weterynarii współpracujący ze schroniskiem od razu powtórzyli badanie USG. Domyślali się, że schorzenie, które podczas niego wykryto, mogło spowodować, że opiekunowie chcieli w bezduszny sposób pozbyć się zwierzaka.

Jednak po konsultacji ze specjalistami wyszło na jaw, że uroczemu mruczkowi nic nie dolega. Choć informacja ta bez wątpienia ucieszyła wszystkich w placówce, do której trafił, nadal nie wiadomo, w jakim celu wykonano mu poprzednie badanie.

Pozostaje mieć nadzieję, że jego opiekun jeszcze się po niego zgłosi. W innym wypadku trafi do rodziny adopcyjnej, która na pewno zapewni mu najlepsze z możliwych warunków.