Zapłaciła fortunę za adopcję kota rzadkiej rasy ze schroniska. Twierdzi, że została oszukana
Popularna influencerka Chloe Mitchell twierdzi, że kot adoptowany z lokalnego schroniska zupełnie nie należy do rasy, o jakiej zapewniała ją placówka. Z uwagi na to, że mruczek miał być przedstawicielem rzadkiej krzyżówki, kobieta musiała uiścić wysoką opłatę adopcyjną. Wraz z pojawieniem się wątpliwości, co do rodowodu zwierzęcia, postanowiła poddać kota badaniu DNA. Spór nabrał tempa w sieci.
Chloe Mitchell zdecydowała się na adopcję kota, który miał być krzyżówką kota domowego z serwalem, a przynajmniej tak twierdzili pracownicy schroniska. Jego rzekoma wyjątkowość sprawiła, że zanim mogła zabrać go do domu, musiała uiścić wysoką opłatę. Z perspektywy czasu tiktokerka twierdzi, że najprawdopodobniej została oszukana.
Opłata adopcyjna kota była naprawdę wysoka
Influencerka zdecydowała się na adopcję kota ze schroniska The Noah Project w Muskegon w stanie Michigan. Zgodnie z opisem zamieszczonym na stronie, zwierzę miało być krzyżówką kota domowego z serwalem, a co za tym idzie przed dopięciem wszystkich formalności i możliwością zabrania zwierzaka do domu, kobieta była zobligowana uiścić opłatę adopcyjną w wysokości 900 dolarów, czyli około 3 765 zł.
- Zakochałam się w niej, zanim poznałam cenę - mówi.
Mitchell była świadoma ceny, jaką musi zapłacić, jednak zdecydowała, że zwierzak zrobił na niej tak ogromne wrażenie, iż nie będzie to dla niej kłopot. Na początku marca br. urocza kotka o imieniu Puka była już u niej. Oczywiście nie omieszkała pochwalić się nowym lokatorem swoim obserwatorom w sieci. Wtedy po raz pierwszy zaczęły pojawiać się sugestie, że została oszukana.
"Chwila nieuwagi wystarczy". Tak się kończy uchylanie okien przy kotach, nagranie ku przestrodze
Internauci nie wierzyli w rzadkie pochodzenie kotki
Tiktokerka nie spodziewała się, że uważni internauci szybko dopatrzą się śladów oszustwa ze strony pracowników schroniska. Choć kotu nie można odmówić uroku, najprawdopodobniej zupełnie nie jest tym, za co podawali go pracownicy The Noah Project.
Otóż większość z nich była przekonana, że Puka to zwykły pręgowany kot domowy. Wtedy zrodził się pomysł, żeby poddać kota badaniu DNA. Z niego bowiem 23-latka mogłaby dowiedzieć się, jakie w rzeczywistości są korzenie jej pupila i czy schronisko wprowadziło ją w błąd.
Po próbie polubownego rozwiązania konfliktu właścicielka Puki oskarżyła przedstawicieli schroniska o niszczenie dokumentacji adopcyjnej oraz kłamstwa. W jednym z udostępnionych materiałów Chloe mówi, że otrzymała możliwość zwrotu pieniędzy, jeśli odda kota. Oczywiście nie przystała na tę propozycję.
Kot savannah to krzyżówka kota domowego i afrykańskiego serwala
Opłata adopcyjna była tak wysoka, ponieważ koty savannah po piątym pokoleniu stają się bezpłodne. Dlatego też ceny tej rasy sięgają nawet kilku, jak i kilkudziesięciu tysięcy złotych. Pracownicy schroniska twierdzili, że Puka trafiła do nich od starszej kobiety, która nabyła dwa okazy z myślą hodowli, jednak nie podołała temu zadaniu.
Kiedy sprawa ujrzała światło dzienne, na schronisko wylała się fala hejtu. Niektórzy sugerują, że placówka świadomie i celowo nadciągnęła influencerkę na wydatek. Ona sama jednak zapewnia, że nigdy nie prosiła osób postronnych o ingerencję w konflikt z organizacją, co szkodzi zwierzęcym podopiecznym placówki i zmniejsza ich szanse na znalezienie nowych domów. Jednocześnie uspokaja, że jej pupil jest wyjątkowy i nie zamierza z niego rezygnować.
Do tej pory wyniki testów DNA nie są jeszcze znane. Tiktokera rozważa możliwość wkroczenia na drogę prawną ze schroniskiem, jeśli na jaw wyjdzie, że faktycznie została oszukana.
źródło: lastampa.it; dailymail.co.uk