Tym razem to ludzie są w odwrocie. Stado dzików sieje terror, sytuacja wymyka się spod kontroli
Kiedy pan Wojciech Sztorc wszedł na teren swojej działki, nie mógł uwierzyć własnym oczom. Jego ziemię ryło ponad pięćdziesiąt dzików. Gdy jedno z młodych zakwiczało na jego widok, zwierzęta rzuciły się do ataku.
Pan Wojciech ma ogródek działkowy pod Lublinem. To piękna i sielska okolica, a przynajmniej do niedawna tak było. Odkąd w okolicy na potęgę zaczęły mnożyć się dziki, na właścicieli ogródków działkowych padł blady strach. Sytuacja wymknęła się spod kontroli i teraz przypomina rodzaj zwierzęcej okupacji.
"Myślałem, że zginę"
Kiedy pięćdziesiąt dzików rzuciło się do ataku, pan Wojciech zareagował instynktownie. Rzucił się z powrotem do bramy, zatrzasnął ją i zostawił rowerem. Miał ze sobą race na dziki, ale w panice o nich zapomniał. Zaczął dzwonić rowerowym dzwonkiem i krzyczeć. W końcu dziki spłoszyły się i odeszły od ogrodzenia.
- Myślałem, że zginę - mówi pan Wojciech w wywiadzie dla "Kuriera Lubelskiego". - Zupełnie mnie wmurowało, byłem przerażony.
Więcej dzików niż ludzi
To nie pierwsza taka sytuacja.
- Wygląda na to, że w tej okolicy dzików jest już więcej niż działkowiczów - mówi "Kurierowi Lubelskiemu" Halina Gaj-Gdyńska, prezes zarządu rodzinnych ogródków działkowych "Kalina".
Dziki znajdują się pod ochroną i rozmnażają się nawet trzy razy w roku. Coraz częściej mieszkańcy ogródków działkowych staja oko w oko z całymi stadami tych potencjalnie groźnych stworzeń. Dochodzi czasem do kuriozalnych sytuacji.
- Raz było tak, że wielki dzik podbiegł do ludzi, czekających na przystanku - relacjonuje pan Wojciech. - Wszyscy ukryli się w pobliskim sklepie spożywczym. Trzymali drzwi, żeby dzik nie mógł się wedrzeć.
Nikt nie kwapi się z pomocą
To brzmi, jakby ogródki działkowe pod Lublinem znajdowały się pod okupacją dzików. Wygląda zresztą podobnie - działkowicze w pośpiechu stawiają ogrodzenia z drutu kolczastego, parkany i mury, byle tylko zabezpieczyć się przed dzikami.
- Niewiele da się zrobić, bo dziki są pod ochroną - mówi pan Wojciech. - Robimy, co możemy. Sami kosimy wysokie trawy, by dziki nie wiły sobie w nich legowisk. Łapiemy dziki w specjalne klatki do odłowów, ale te małe nauczyły się przeskakiwać przez kraty.
Działkowicze prosili o pomoc władze Lublina, posłów, nawet Polski Związek Łowiecki. Niestety, w tej chwili nie wiadomo, kto i jak mógłby pomóc tym ludziom w rozwiązaniu ich problemu z dzikami.
Źródło: Kurier Lubelski
Dołącz do nas
Jeśli chcesz przedstawić nam swojego pupila lub masz ciekawą historię związaną ze zwierzęciem do opowiedzenia, napisz do nas na [email protected]. Pamiętaj też o dołączeniu do naszej grupy na Facebooku, gdzie możesz spotkać innych miłośników zwierząt - Kochamy Zwierzęta. Bądź z nami!