"To się dzieje od maja do października". Nie bądźmy obojętni na psie "żywe alarmy" uwiązane w szczerym polu
Choć lato i słoneczna pogoda większości ludzi może kojarzyć się z beztroskimi wakacjami, niestety dla niektórych psów to istny horror. Organizacja “Znajdki” zwraca uwagę na poważny problem, który dotyka czworonogów zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, gdzie praktykuje się uprawę roli. Niestety niektórzy gospodarze, bez najmniejszych skrupułów zostawiają swoich szczekających podopiecznych w szczerym polu, by służyły za “żywe alarmy”.
Psy pozostawione na polu w słońcu mają jedno zadanie
Niektórzy opiekunowie psów nie widzą w nich domowych pupili, a jedynie zwierzęta, które mają się im do czegoś przysłużyć. Tak dzieje się w niektórych gospodarstwach, gdzie na czas od zasiewu po zbiory, czyli od maja do października, trafiają w pobliże upraw.
Tam mają służyć za tak zwane “żywe alarmy”. Gospodarze uważają, że w ten sposób będą bronić ich uprawy przed dzikimi zwierzętami, które niekiedy potrafią skutecznie zniszczyć plony. Bywa, że chcąc zmusić je do ataku, specjalnie nie zapewniają im jedzenia, aby wzbudzić agresję przed niechcianymi gośćmi z lasu.
Psi strażak nie przestawał kichać, trafił do weterynarza. Diagnoza to ostrzeżenie dla innych czworonogówOkropny los psich "żywych alarmów"
- To psy skazane na samotność, męczarnie i często okrutną śmierć - podsumowuje smutno organizacja “Znajdki” na Facebooku.
Dla takich psów ogromne zagrożenie stanowią również dzikie zwierzęta, przed którymi mają bronić upraw. Są one bowiem przywiązane łańcuchem lub sznurem, co skutecznie utrudnia im obronę przed mieszkańcami lasu. Nie mogą uciec, nie mają gdzie się ukryć, co może zakończyć się nawet najgorszym scenariuszem.
Warto zaznaczyć również, że niektóre z nich nie mają nawet budy, a większość może ukryć się przed prażącym słońcem jedynie w prowizorycznych wiatkach. Są pozostawiane same sobie, ogromnie przerażone i zawiedzione na ludziach.
Pimpuś jest przykładem "żywego alarmu"
Organizacja “Znajdki” w ostatnich dniach interweniowała w przypadku psa, który na pierwszy rzut oka wydawał się być zmęczonym swoim losem staruszkiem. Gdy zabrano do go weterynarza wraz z ciężkim - ponad 3 kg łańcuchem, prawda okazała się być zupełnie inna.
- Otwieramy drzwi do wejścia do lecznicy, wprowadzamy Pimpusia - jak za czasów niewolnictwa, ten okropny dźwięk wielkiego przyspawanego łańcucha, którego nie byliśmy w stanie bez narzędzi ściągnąć. Naprawdę czuliśmy jakbyśmy prowadzili niewolnika! - wspominają to przykre wydarzenie ratownicy.
Na miejscu wyszło na jaw, że pies ma dopiero około 2 lata, a skutecznie wyniszczyło go tak przykre życie, na jakie skazali go opiekunowie. Teraz trwa zbiórka na leczenie Pimpusia. Ratownicy obiecują, że zrobią wszystko, co w ich mocy, aby czworonóg poznał, czym jest szczęśliwe życie u boku człowieka.
źródło: facebook/Znajdki