"Stefana zabił weterynarz, który pomylił adres". Trudno uwierzyć, jak 75-latek tłumaczył się w sądzie
W zeszłym roku media obiegła historia o fatalnej pomyłce, którą popełnił weterynarz z Zagnańska (woj. świętokrzyskie). Mężczyzna zjawił się w domu, gdzie starsi opiekunowie mieli pod opieką 5-letnigo psa w typie owczarka niemieckiego o imieniu Stefan. Choć byli przekonani, że ich pupil otrzymuje szczepionkę przeciw wściekliźnie, prawda była zupełnie inna.
Teraz 75-letni weterynarz stanął przed sądem i odpowiedział za błąd, który popełnił. Zarzuty, jakie usłyszał, dotyczyły pozbawienia życia zdrowego psa. Wskutek nieuwagi pomylił się i udał pod zły adres. Sposób, w jaki tłumaczył się w sądzie, zaskakuje.
Pomylił adresy i pozbawił życia zdrowego psa
75-latek z Zagnańska w maju ubiegłego roku przyjął wezwanie od kobiety, która poprosiła o interwencję w związku z ciężkim stanem jej psa. Dolegliwości czworonoga miały być poważne, więc mężczyzna od razu udał się na miejsce. Jak się jednak okazało, wszedł na podwórko pod złym adresem.
Poprzez własną nierozwagę, nie skonsultował swoich działań z małżeństwem, które opiekowało się 5-letnim Stefanem i od razu podał mu w zastrzyku środek prowadzący do zaprzestania funkcji życiowych. Po chwili pies już nie żył. Dopiero po fakcie podczas rozmowy wyszło na jaw, że pupil nie otrzymał szczepionki przeciw wściekliźnie, o czym przekonani byli jego właściciele.
- Dlaczego to nie zdziwiło Skwarków? Bo ten sam weterynarz od 15 lat przyjeżdżał do nich do domu szczepić ich psy. Wchodził ze strzykawką, szczepił i wychodził - czytamy we wpisie na facebookowym profilu “Scyzoryk się otwiera - satyryczna strona Kielc”.
"Przecież to zwykły kundel!". Sąsiadki pokazały co zostało po 2-letnim Diablo, te zdjęcia łamią serceWeterynarz stanął przed sądem
Kiedy na jaw wyszedł opłakany w skutkach błąd, który popełnił weterynarz, mężczyzna niemal od razu odjechał z miejsca zdarzenia. Sprawą nagłośnioną przez media zajął się również Kielecki Oddział Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, który o całej sytuacji poinformował prokuraturę. Choć 75-latek przyznał się do winy i chciał poddać się karze, sprzeciwili się temu opiekunowie Stefana.
Weterynarz stanął przed sądem 11 maja br. Zgodnie z doniesieniami “Echa Dnia” miał tłumaczyć się, że tego dnia był “mocno skołowany”. Z jego słów wynika również, że czyn, którego się dopuścił, bardzo go zszokował.
- Ubolewam nad tym, co się stało. Ja i moja rodzina bardzo to przeżyliśmy - miał mówić.
Wyrok mógł być tylko jeden
Podczas rozprawy nikt nie miał wątpliwości, że weterynarz jest winny zarzucanych mu czynów. Sąd wymierzył mu karę w wysokości pół roku więzienia w zawieszeniu na rok, a także roczny zakaz wykonywania zawodu. Oprócz tego zasądził o 5 tys. złotych nawiązki na rzecz schroniska dla bezdomnych zwierzą w Dyminach oraz 2,4 tys. złotych grzywny. Wyrok jeszcze nie jest prawomocny.
- Pies nie został zbadany, nie stwierdzono czy faktycznie coś mu dolega. Biegli z zakresu weterynarii uznali, że lek, który podano psu, powinien być mu wstrzyknięty dożylnie dopiero po podaniu leków, które uśmierzają ból i świadomość psa. Oskarżony nie zweryfikował miejsca wkłucia, więc podanie preparatu mogło spowodować niepotrzebne cierpienie u zwierzęcia - uznała sędzia.
Ponadto 75-latek nie posiadał odpowiednich uprawnień, które pozwalałyby mu stosować podany psu preparat.
źródło: wprost.pl; facebook