Spacer z psem zakończył się walką o jego życie. Zjadł kiełbasę z drutami
Opiekunka psa przeżyła chwile grozy. Podczas spaceru zwierzę zjadło kiełbasę specjalnie naszpikowaną drutem. Ktoś zaczaił się na niewinne stworzenia i porozrzucał smaczne kąski ze śmiertelną pułapką. Życiu psa zagrażało ogromne niebezpieczeństwo.
Spokojny spacer zakończył się walką o życie psa
W Zielonej Górze opiekunowie wybrali się ze swoim czworonogiem na spacer w okolice ulicy Waszczyka. Pies o imieniu Jazz węsząc w okolicznych krzakach, natknął się na kiełbasę. Niestety, zanim właściciele dostrzegli smakowity kąsek w jego pysku, zdążył już go połknąć. Jak się później okazało, w kawałku pożywienia ukryty był metalowy drut. To nie pierwszy raz, kiedy ktoś w tej okolicy postanowił wykończyć niewinne zwierzęta.
U psa pojawiły się pierwsze objawy i dolegliwości. Opiekunowie zabrali go do pobliskiego weterynarza w celu weryfikacji, co dolega ich pupilowi. Wykonane RTG i USG potwierdziło diagnozę. W brzuchu zwierzaka zalegał metalowy drut, który zagrażał jego życiu.
Kotka wróciła do domu z wężem na szyi. Kobieta musiała działać od razu Ratownicy wyrwali pumę z cyrkowego koszmaru. Po 20 latach odzyskała wolnośćZnalezienie odpowiedniej kliniki graniczyło z cudem. Opiekunowie już nie wiedzieli co mają robić
Weterynarz oznajmił przerażonym opiekunom zwierzaka, że niezbędna jest operacja. Niestety, niemożliwa do wykonania w jego gabinecie. Bez zabiegu psiak mógłby nie przeżyć. Drut bowiem niebezpiecznie naciskał na jelito. Istniało więc spore ryzyko, że dojdzie do perforacji, czyli przerwania jelita, a to mogłoby mieć tragiczne konsekwencje.
Właściciele szukali pomocy w specjalistycznych klinikach weterynaryjnych. Wybrali się ze swoim pupilem do Wrocławia. Koszt operacji, który wynosił 5 tys. złotych, mocno przerósł możliwości opiekunów. Zorganizowali więc zbiórkę w internecie, aby pomóc swojemu psu. Lekarze weterynarii z Wrocławia ostatecznie odmówili im wykonania zabiegu. Swoją decyzję uzasadniali tym, że życie zwierzęcia nie jest zagrożone i zalecili wykonanie operacji na miejscu w Zielonej Górze. Właściciele stanęli na głowie, aby znaleźć klinikę, która pomoże ich podopiecznemu. W końcu trafili na odpowiednie miejsce.
Jazz jest już po operacji. Wybudzony, świadomy, ale jeszcze śpiący. Bardzo za nami płakał pomimo wspaniałej opieki Pani Dr zadzwoniła i poprosiła, aby pojechał do nas do domku. Gdy przyjechaliśmy był po prostu zapłakany z tęsknoty, a jego płacz było słychać na rejestracji. Jutro rano kroplówka i dalsze leczenie pooperacyjne oraz dieta - napisała na swoim profilu właścicielka psa.
Pies przeszedł operacje bez komplikacji i obecnie dochodzi do zdrowia. Wszystko skończyło się dla niego i jego opiekunów szczęśliwie. Jednak ryzyko utraty przyjaciela na zawsze pozostanie w ich pamięci.
Sprawcy nie udało się odnaleźć. Czasem liczy się każda minuta
Niestety właścicielom psa nie udało się namierzyć osoby, która porozrzucała śmiertelną pułapkę. Ostrzegają jednak na swoim profilu innych psiarzy, przed zagrożeniem. Historia dla Jazza zakończyła się pomyślnie, ale nie każdy zwierzak może mieć tyle szczęścia.
Czasem liczy się każda minuta, a jak widać po historii opiekunów psa, nie zawsze jest możliwe otrzymanie pomocy od razu. Mieszkańcom Zielonej Góry, którzy posiadają zwierzęta, zapewne pomogłoby powstanie kliniki, która działałaby całodobowo.
Źródło: facebook/Alex-andra Jankiewicz