Dramat w Przystani Ocalenie. Wydało się, kto puścił z dymem zapasy dla zwierząt. "Daliśmy mu szansę"
Działające od ponad 20 lat Przystań Ocalenie z Ćwiklic znalazło się pod ścianą. W nocy z piątku na sobotę pożar strawił zapasy 550 balotów siana oraz słomy, które zostały zmagazynowane w celu zapewnienia podopiecznym jedzenia oraz wyściółki na zimę. Policjanci ustalili i zatrzymali sprawcę podpalenia. Przed laty chciano mu pomóc, ale z danej szansy nie skorzystał. "To nie człowiek, to kanalia" - komentuje sprawę szef Przystani Ocalenie.
Pożar w Przystani Ocalenie. Setki zwierząt pozostały bez jedzenia
Przystań Ocalenie to przytulisko dla zwierząt, zarówno gospodarskich, jak i domowych, zlokalizowane w województwie śląskim. Wśród podopiecznych azylu znajduje się ponad setka koni, krów, świń, kóz, owiec, kur, osłów, wielbłądów i wiele innych stworzeń, których bezpieczeństwo zostało naruszone w nocy z 10 na 11 listopada. Przerażone zwierzęta nie wiedziały, co się dzieje, kiedy nocą płomienie objęły magazyn, w którym składowano paszę.
Wskutek pożaru, o którego wzniecenie podejrzewany jest człowiek, spłonęły zapasy słomy i siana niezbędne do utrzymania podopiecznych przystani. Strażacy walczyli z żywiołem przez blisko 12 godzin, kontynuując działania aż do godzin porannych. To prawdziwy cud, że nikt nie ucierpiał i nie było także konieczności przeprowadzenia ewakuacji ani ludzi, ani zwierząt. Niemniej straty materialne są przeogromne. Rozmiary szkód całkowicie załamały aktywistów:
Upchali całą rodzinę do transportera i wyrzucili do lasu. Skandal, do którego nikt nie chce się przyznaćKilkaset zwierząt, które tu przebywają, nie ma pożywienia. Spłonęła słoma, siano, całe zapasy, które nie były jeszcze zapłacone. Zostaliśmy bez niczego - apelowali społecznicy bezpośrednio po tragicznych wydarzeniach.
Podpalacz z Ćwiklic w rękach policji. Sprawca jest dobrze znany właścicielom przytuliska dla zwierząt
Dominik Nawa z Przystani Ocalenie w Ćwiklicach ani przez sekundę nie uwierzył w teorię, iż na terenie przytuliska dla zwierząt doszło do samozapłonu. Biorąc pod uwagę fakt, iż dzień wcześniej, jak i w samą noc, nie ustawały opady deszczu, szanse na samoistne zapoczątkowanie procesu spalania były bliskie zeru. Wykluczał też możliwość, że pożar był efektem czyjegoś niedopatrzenia.
Z ustaleń pracowników przytuliska wynika, że około godziny 2 nad ranem kamery monitoringu zarejestrowały pojawienie się obcego mężczyzny, który kręcił się przy paszy. Chwilę później na miejscu wybuchł pożar. Materiały filmowe zabezpieczyła policja.
Ten, kto wyrządził taką krzywdę, nie powinien się nazywać człowiekiem, tylko kanalią - mówił prezes azylu w rozmowie z “Faktem” podczas wielkiego sprzątania pogorzeliska.
Po zasięgnięciu opinii biegłego, który orzekł, iż bez cienia wątpliwości doszło do celowego podpalenia, funkcjonariusze poinformowali, iż zatrzymano sprawcę. Osobą odpowiedzialną za wyrządzenie szkód na terenie Przystani Ocalenie jest 23-letni Tomasz W. Prowadzący Przystań Ocalenie Dominik Nawa dobrze zna podpalacza i tym bardziej nie rozumie, dlaczego dokonał podpalenia.
Lata temu daliśmy mu szansę, by wyszedł na prostą - przyznaje ze smutkiem.
Sprawca ma kryminalną przeszłość. "Daliśmy mu szansę i pracę, a on zrobił coś tak potwornego"
Młody mężczyzna najpierw pracował na terenie przytuliska dla zwierząt jako wolontariusz, a później został tam zatrudniony. Dominik Nawa nie kryje rozczarowania zachowaniem 23-latka, który nie dość, że docenił danej mu szansy na powrót do “normalności", to jeszcze stworzył ogromne zagrożenie zarówno dla społeczników pracujących na terenie azylu i niewinnych zwierząt.
Miał konflikt z prawem, był w poprawczaku. Nie był aniołkiem, ale mimo trudnej przeszłości chciał pracować przy zwierzętach. Niestety szansy nie wykorzystał i jakieś półtora roku temu się rozstaliśmy. Sam odszedł - wyznał Nawa, cytowany przez “Fakt”.
Zgromadzony materiał pozwolił na postawienie zarzutu, do którego mężczyzna się przyznał. Co więcej, funkcjonariusze policji z Pszczyny ustalili, iż sprawca jest recydywistą. Kilka miesięcy temu ukradł ciągnik, maszynę wartą 15 tys. zł. Wkrótce stanie przed sądem. Za popełnione przestępstwa, grozi mu 5 lat pozbawienia wolności.
W tej smutnej historii można znaleźć niewielkie pocieszenie. W mediach społecznościowych społecznicy zaapelowali o pomoc rzeczową, w reakcji otrzymując setki ofert m.in. przekazania słomy i produktów pierwszej potrzeby, czy zaangażowania się w sprzątanie pogorzeliska, co pokazuje, że losy podopiecznych przytuliska dla zwierząt bardzo mocno poruszyły internautów.
Dodatkowo kwota uzbierana po utworzeniu zbiórki w serwisie ratujemyzwierzaki.pl przeszła ich najśmielsze oczekiwania. Dzięki wspólnemu zaangażowaniu lokalnej społeczności oraz ludziach o wielkich sercach z całej Polski na konto aktywistów wpłynęło ponad 400 tysięcy złotych. Zebrane pieniądze umożliwią zamontowanie kolejnych kamer monitoringu oraz ogrodzenie terenu przytuliska, aby podobny koszmar nigdy więcej się nie powtórzył.
Źródło: fakt.pl,