Mija 12 lat od śmierci Violetty Villas. Co się stało z jej zwierzętami?
Mija 12 lat od śmierci Violetty Villas, prawdziwej ikony PRL-u. Po dziś dzień uważana jest przez wielu za legendę polskiej muzyki. Chociaż całe życie szukała związku idealnego, miłością obdarzała swoje zwierzęta. Co się z nimi stało po jej śmierci?
Violetta Villas, a właściwie Czesława Cieślak, w zagranicznej prasie nazywana była "białym krukiem wokalistyki światowej”. Słynęła ze czterooktawowego głosu, od którego drżały ściany, słuchu absolutnego, burzy złocistych loków i nieszczęścia w miłości, które rekompensowała poprzez opiekę nad zwierzętami.
Violetta Villas kochała zwierzęta nad życie
Właścicielka głosu ery atomowej odeszła 5 grudnia 2011 roku w Lewinie Kłodzkim, wsi położonej w województwie dolnośląskim. Chociaż jej życie przypominało bajkę, nie zakończyło się happy endem. Po licznych trasach koncertowych na zagranicznych estradach w latach 70. powróciła do Polski, gdzie przestała żyć jak prawdziwa gwiazda.
W ostatnich latach życia Villas podupadła na zdrowiu, zwłaszcza psychicznym, oraz padła ofiarą przemocy ze strony pracującej u niej gospodyni. Jej posiadłość przemieniła się w zwierzyniec i do dzisiaj nikt nie wie, ile właściwie miała podopiecznych.
Miłość Violetty Villas do zwierząt była bezgraniczna, pomagała im bez pamięci. Przygarniała bezdomne psy i koty, tworząc we własnym domu schronisko „Moi bracia mniejsi”. Najpierw trzymała je w Magdalence, później w Lewinie Kłodzkim. W chwili powstania liczyło ono ok. 150 psów i ponad 300 kotów, oraz wiele kóz.
- Widać Bóg przeznaczył mi taki los, taki żywot. Jestem samotna. Co zarobię, wydaję na utrzymanie zwierząt. Oczywiście, że mi brakuje pieniędzy, bo taka gromada dużo kosztuje. Powinnam ogrodzić cały teren, ale nie mam za co. Powinnam wybudować boksy dla wszystkich psów i kotów. Teraz na zimę będę musiała wziąć je do domu – opowiadała w 2001 roku w rozmowie z "Vivą!".
Niestety, misja, która miała w założeniu pomagać stworzeniom w potrzebie, przyniosła odwrotny efekt. Jak mówił powiatowy lekarz weterynarii, "sytuacja przerosła Violettę Villas".
Gwiazda przestała sobie radzić z podopiecznymi. Co się z nimi stało?
Kiedy gwiazda zaczęła chorować, w schronisku zapanował chaos. Zwierzęta zaczęły zagrażać okolicznym mieszkańcom, natomiast podczas pobytu w szpitalu psychiatrycznym u Villas ujawniono obrażenia na skutek pogryzień przez jej własne psy. W 2004 roku zaapelowano o pomoc, wsparcia udzieliła piosenkarka Edyta Górniak.
Mimo niewielkiej poprawy sytuacji zwierząt Villas była oskarżana o znęcanie się nad zwierzętami. Wszczęto przeciwko niej śledztwo, które ostatecznie zostało umorzone po podpisaniu umowy ze schroniskiem "Azorek", gdzie przetransportowano część bezpańskich zwierząt. Pozostałe zostały poddane sterylizacji i znajdowały się pod stałą opieką weterynaryjną.
3 lata później sytuacja była już niemożliwa do opanowania. Chociaż wokalistka przeznaczała dochody z recitali na utrzymanie schroniska, fundusze nikły w oczach. Obowiązki związane z opieką nad olbrzymią liczbą zwierząt przerosły ich właścicielkę. Mimo że, psy nie były odrobaczane oraz karmione, przez co dochodziło nawet do kanibalizmu, Villas uniemożliwiała odebranie swoich pupili.
W 2007 roku, kiedy gwiazda trafiła do szpitala psychiatrycznego, władze samorządowe zadecydowały o likwidacji schroniska. W "Gazecie Wyborczej" podano, że „blisko 70 psów z przytuliska zostało odwiezionych do dwóch innych schronisk". Po wyjściu ze szpitala Villas zapowiedziała chęć odzyskania zabranych zwierząt.
- Zwierzęta panoszyły się w całym domu, rozmnażały w sposób niekontrolowany. To był prawdziwy dramat. Byłem zszokowany, że można mieszkać w tak koszmarnych warunkach — opowiadał- opowiadał Jerzy Harłacz, wieloletni współpracownik piosenkarki, który w Białogardzie prowadził schronisko dla zwierząt.
Krzysztof Gospodarek, syn jednej z najbardziej uzdolnionych gwiazd polskiej sceny muzycznej, zastanawiał się przed jej śmiercią, czy naprawdę kochała zwierzęta. W rozmowie z "Interią" stwierdził, że miłość może być również krzywdząca i może powodować nieszczęście. Przyznał także, że jego matka mogła mieć świadomość, że jej podopieczni się męczą. Niestety, tego się już nigdy nie dowiemy.
Źródło: Viva
Dołącz do nas
Jeśli chcesz przedstawić nam swojego pupila lub masz ciekawą historię związaną ze zwierzęciem do opowiedzenia, napisz do nas na [email protected]. Pamiętaj też o dołączeniu do naszej grupy na Facebooku, gdzie możesz spotkać innych miłośników zwierząt - Kochamy Zwierzęta. Bądź z nami
Kotka leżała na klatce schodowej a obok niej list. Pod kocem skrywała słodką niespodziankę
Weterynarze ostrzegają, chodzi o dokarmienie dzikich zwierząt
Najlepsza mama pod słońcem. Świnia za wszelką cenę była gotowa ratować swoje młode