Bernardyn nie mógł dojść do siebie po tym, co zrobili mu ludzie. Jego ciało jest świadectwem okrucieństwa
Junior to bernardyn, który niestety na własnej skórze przekonał się, jak bardzo bezduszni potrafią być ludzie wobec bezbronnych zwierząt. W chwili, gdy odbierali go ratownicy z organizacji, był nie tylko przeraźliwie wychudzony, ale także miał ślady znęcania, którego ewidentnie ktoś się na nim dopuszczał.
Niestety Junior to nie pierwszy i zapewne nie ostatni pies, który padł ofiarą zwyrodnialców, którzy zupełnie nic nie robili sobie z cierpienie bezbronnego stworzenia. Nie ma się co dziwić, że po krzywdzie, jakiej doświadczył bardzo trudno mu się pozbierać, a co dopiero zaufać człowiekowi.
Pies był w krytycznym stanie
Organizacja Association coeur à 4 pattes w swoich social mediach podzieliła się historią bernardyna, który trafił do niej w opłakanym stanie. Z informacji wynika, że zwierzę było nie tylko przeraźliwie wychudzone, ale także “żywcem zjadane przez pchły”.
Czworonóg był również mocno poraniony, miał trudności z poruszaniem się. Ze względu na liczne zaropiałe i zabrudzone rany, roznosił się od niego bardzo nieprzyjemny zapach. Ratownicy karmili go i poili strzykawką, ponieważ sam nie był w stanie tego robić.
To zdjęcie zrobiono w Tatrach. Turystka była zachwycona, dopóki nie zobaczyła, co czai się za mostemRuszyła zbiórka na ratowanie życia bernardyna
Organizacja doskonale zdawała sobie sprawę, że walka o życie psa będzie wymagała nie tylko wiele czasu i poświęcenia, ale również pieniędzy. Z uwagi na to, zorganizowali zbiórkę, z której planowali pokryć koszty leczenia. Junior musiał jeść specjalistyczną karmę i przyjmować dużo leków. Pięć pierwszych dni spędził na kroplówkach u weterynarza.
Cały personel od razu zauważył smutek, który wprost bił z jego oczu. Wyglądał zupełnie, jakby zawiódł się na ludziach i nigdy więcej nie był w stanie im zaufać.
- To pies, który potrzebuje dużo czułości. Robimy dla niego wszystko, dajemy z siebie wszystko. Jesteśmy pozytywnie nastawieni, widząc jego postępy. Junior wkrótce będzie adoptowany: niedaleko od stowarzyszenia znalazła się rodzina, a weterynarz będzie kontynuował leczenie - zdradziła założycielka organizacji, Valérie Heriaud.
Robili wszystko, by Junior odzyskał wiarę w ludzi
Pierwsze dni w nowym domu były niezwykle trudne nie tylko dla czworonoga, ale i jego opiekunów. Pies nie chciał nawet wejść do budynku, prawdopodobnie dlatego, że nigdy wcześniej nie miał takiej okazji. Jednak w końcu nastąpił przełom. Junior zrozumiał, że ludzie chcą dla niego naprawdę dobrze.
Po upływie kilku tygodni odwiedzili go przedstawiciele organizacji, dzięki której udało się go uratować. Pies był nie do poznania. Przybrał na wadze, rany wygoiły się, a sierść zaczęła odrastać. Niewątpliwie to dużo zasługa jego właścicieli, którzy nie poddali się pomimo wielu trudów.
źródło: lastampa.it