Właścicielka zapomniała, że musi karmić psa. „Żywił się i poił słońcem i powietrzem”
"Myślała, że psa nie trzeba karmić i będzie żywił się powietrzem" - tymi słowami przedstawiciele Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt rozpoczęli wpis dotyczący właścicieli interwencyjnie odebranego psa z powiatu świdnickiego. Katarzyna W. wraz z partnerem głodzili i zaniedbywali swojego 4-letniego pupila. Dramat zwierzęcia rozgrywał się na oczach dzieci.
Anonimowe zgłoszenie wpłynęło od osoby zaniepokojonej stanem podupadającego na zdrowiu zwierzęcia. Poprosiła o pomoc Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt.
Pies umierał z głodu na oczach rodziny
Interwencja ws. skrajnie zaniedbanego psa w typie owczarka niemieckiego miała miejsce w Pastuchowie. Przybyli na miejsce inspektorzy zastali widok zwierzęcej rozpaczy. Wychudzony czworonóg imieniem Tołdi ważył zaledwie 12 kg, chociaż powinien przynajmniej dwa razy więcej.
Właścicielka psa, młoda kobieta z dwójką małych dzieci, nie widziała winy we własnym zachowaniu. Na pytanie aktywistów, dlaczego zwierzę nie jest karmione, broniła się, mówiąc, że zwyczajnie zapomnieli kupić karmę.
Wygląd psa trzymanego na krótkim łańcuchu wskazywał na coś zgoła innego. Tołdi przypominał samą skórę i kości, co świadczy o tym, że od dawna był głodzony.
- Ciemnota codziennie oglądała ze swojego kuchennego okna, gotując obiadki dla mężusia i dzieciaczków. Sadystka podczas interwencji rzuciła psu pusty gar po zupie, a psiak o mało nie pożarł go w całości. Skrupulatnie wybierał każde ziarnko kaszy po krupniku, które przyklejone była do brzegów pojemnika - czytamy na oficjalnym fanpage'u DIOZ.
Tołdi został odebrany pseudoopiekunom i przewieziony do kliniki weterynaryjnej. Cierpi na hiperodwodnienie.
Pogróżki i przekleństwa spadły na aktywistów
Prezes DIOZ wyjaśnił, że była właścicielka zaniedbanego pies w typie owczarka nie była zainteresowana jego losem, martwiła się wyłącznie konsekwencjami. Grozi jej do 3 lat pozbawienia wolności.
- Kasia W. i Andrzej W. po interwencji zażądali zwrotu w trybie natychmiastowym konającego z głodu Tołdiego. Rodzinka z pogranicza patologii w swoim zachowaniu nie widziała nic nagannego. Podczas rozmów chętnie nas wyzywali, używali słów na k*****, ch** i s*******. Rodzice-kaci są dla swoich dzieci wspaniałym wzorcem do naśladowania - relacjonują aktywiści.
Szczegóły bulwersującej mają zostać ujawnione wkrótce. Sprawa została zgłoszona do Prokuratury. Do tego czasu Tołdi pozostanie pod opieką członków DIOZ oraz lekarzy weterynarii. - Dziś już nie mamy siły pisać więcej, jesteśmy wściekli na ludzkie bestie. Przed nami jeszcze masa pracy przy uratowanych dziś czworonogach - tłumaczą obrońcy praw zwierząt.
Zobacz nagranie: