Suczka została całkiem sama po śmierci właścicieli. Teraz szuka nowego domu
Życie pisze różne scenariusze, dlatego czasami nie da się przewidzieć, z jakimi sytuacjami przyjdzie się nam zmierzyć. Niestety decydując się na adopcję psa czy kota bywa i tak, iż właściciele zwierząt umierają przed nimi. Suczka w typie owczarka środkowoazjatyckiego doświadczyła tej okropnej straty i na własnej skórze przekonała się, co oznacza wyrażenie "zostać sam jak palec".
Suczka musiała polegać wyłącznie na sobie
W poniedziałek, 29 marca Animal Patrol poinformowali o interwencji sprzed kilku tygodni, która dotyczyła zaniedbanej suczki mieszkającej na jednej z łódzkich posesji. Jak relacjonują, losem mizernie wyglądającego zwierzęcia zainteresowała się tylko jedna osoba. Nikt wcześniej nie zwrócił się do nich z prośbą o kontrolę warunków, w jakich przebywał pies.
Po przybyciu na miejsce funkcjonariuszki zastały rozrywający serce widok. Wystraszona sunia rozglądała się smutnymi oczami po okolicy, kryjąc się przed światem w drewnianej budzie. Jak się okazało, jej wnętrze było przemoczone i niedostosowane do panujących warunków pogodowych.
Strażnicy miejscy dodają, iż woda w misce stojącej obok budy była zamarznięta. Co więcej, całe futro psa w typie owczarka było mokre i oklejone własnym moczem i odchodami, co świadczy o długotrwałym zaniedbaniu opieki nad zwierzęciem.
Wkrótce później członkowie patrolu ustalili, iż suczka przebywa w złych warunkach od blisko 1,5 roku. Została pozostawiona sama sobie wraz ze śmiercią właścicieli. Na domiar złego nie było żadnej żyjącej osoby z najbliższych, która mogłaby się nią zaopiekować.
- Kiedy zwierzak zostaje sam zdać się musi na innego człowieka, sam sobie przecież nie poradzi. W sytuacji, kiedy umiera właściciel psiakiem powinna zająć się rodzina. Zwierzak jest dziedziczony, więc obowiązek opieki spoczywa na najbliższych zmarłego, na spadkobiercach - czytamy na profilu Animal Patrol Straży Miejskiej w Łodzi.
DALSZA CZĘŚĆ TEKSTU POD MATERIAŁEM WIDEO:
Właściciele nie żyją, sąsiedzi nie dzwonili po pomoc
Biedaczysko mogłoby trafić do nowej, kochającej rodziny już dłuższy czas temu, gdyby nie bierna reakcja ze strony sąsiadów. Co prawda mieszkające w pobliżu osoby nie pozwoliły suczce umrzeć z głodu, ale jednocześnie nie wyszły z inicjatywą realnej pomocy. Przez 1,5 roku nie zgłosiły przypadku bezpańskiego psa w potrzebie odpowiednim służbom, pozwalając na to, by zwierzę w dalszym ciągu tkwiło w patowej sytuacji.
Dobrą wiadomością jest jednak to, że suczka została objęta fachową opieką. Trafiła do kliniki weterynaryjnej, a następnie do Schroniska dla Zwierząt w Łodzi. Pies, oprócz problemów z poruszaniem się, ucierpiało psychicznie. Chętni do udzielenie jej pomocy i adopcji są proszeni o kontakt z pracownikami placówki pod numerem telefonu: 42/ 656 78 42.
-
W Aleksandrowie Łódzkim rusza nowa inicjatywa. Powstanie okno życia dla niechcianych zwierząt
-
Niedźwiedzica wstrzymała cały ruch na drodze. Miała ważny powód
-
Ojczym pod wpływem spalił żywcem króliki. Grozi mu do 5 lat więzienia