Pracownik szkoły otwiera kosz na śmieci i nie dowierza. Stworzenia, które tam znalazł "pachniały jak sajgonki"
W zeszłym miesiącu pracownik szkoły, przechodząc obok śmietnika, dokonał zaskakującego odkrycia. Kiedy usłyszał z kontenera dziwne dźwięki, kierowany ciekawością postanowił zajrzeć do środka. Spodziewał się szczurów zajadających się resztkami czy szopów praczy. Nie przypuszczał, że trafi na inne stworzenia. Z kontenera spozierała na niego szóstka małych kociąt, wyrzuconych jak śmieci.
Były pokryte tłuszczem i pachniały jak sajgonki. Ich wychudzone ciałka zostały wyciągnięte z kontenera, a sprawą zajęły się lokalne stowarzyszenia opieki nad zwierzętami. Niestety pozbywanie się pupili w tak nieludzki sposób to częsty proceder. Niechciane zwierzęta, zamiast oddane do schroniska, trafiają do śmieci.
Miały 6 tygodni, kiedy ktoś wyrzucił je do śmieci
Pracownicy szkoły w Minneapolis w amerykańskiej Minnesocie musieli być zdziwieni, kiedy w śmietniku znaleźli rodzinę małych kociąt. Pięć burasków i jeden wyróżniający się czarny mruczek zostały porzucone.
Funkcjonariusze Minneapolis Animal Control szybko wyciągnęli kocięta z kosza na śmieci i sprowadzili je do schroniska. Postanowili znaleźć im nowy, kochający dom, na który zasługują.
– Te małe słodziaki były poplamione tłuszczem i pachniały sajgonkami – napisało na Facebooku schronisko.
Suczka kuliła się w kącie, ilekroć ktoś wyciągał do niej rękę. Psychiczne blizny sięgały znacznie głębiejTrafiły do rodziny zastępczej. Od razu je wykąpano
Błyskawicznie znaleziono im nowy dom. Priorytetem było wykąpanie ich, żeby pozbyć się tłuszczu i zapachu sajgonek, którymi przesiąkły w koszu na śmieci. Od razu zasypano ich miłością.
– Kiedy moja rodzina po raz pierwszy wyciągnęła te tłuste, śmierdzące kocięta z transportera, to była miłość od pierwszego wejrzenia – mówi Jessi Veurink, przybrana mama kociąt. – W trakcie pierwszej godziny były bardzo ciche i pełne rezerwy, wszystko trzymały w środku. Z radością pozwoliły się wykąpać, ogrzać i zaopiekować. Pod koniec nocy wiedziałam, że są świadome, iż chcemy im pomóc i odtąd nie odstępowały nas na krok!
Ledwo trafiły do nowego domu, a były już gotowe do eksploracji każdego zakamarka nowego mieszkania. Z typową dla kociąt ciekawością cieszyły się nieodkrytą jeszcze przestrzenią.
– Słyszeliście kiedyś dźwięk galopujących koni biegnących przez otwarte pastwisko? Tak właśnie brzmi codziennie mój dom! – mówi Jessi. – Między wtulaniem się w nas w trakcie drzemek, spędzają popołudnia bawiąc się i ganiając po domu.
Schronisko nadało im wyjątkowe imiona
Prairie, Wildflower, Cedar, Bear Root, Sage i Sweetgrass – tak zostały nazwane kocięta. Wszystkie te imiona związane są z naturą, to nazwy dziko żyjących roślin i drzew. Podkreślają swobodną naturę kociąt i to, że mimo zostały znalezione w tak zwyczajnym miejscu, są bardzo wartościowymi stworzeniami.
Mimo że zostały porzucone, potrafiły pokochać na nowo. Zastępcza rodzina otoczyła je opieką, na którą kocięta zasłużyły. Nie wiadomo, gdzie trafi w przyszłości rodzeństwo, ale na pewno będzie to miejsce lepsze niż kosz na śmieci.
Źródło: Facebook, thedodo.com