Pierwszy wypadł z okna, drugi oszalał, trzeci uciekł. Co naprawdę stało się z Rademenesem z "Siedmiu życzeń"?
Rademenes to czarny kocur doskonale znany wszystkim fanom serialu “Siedem życzeń”, który niegdyś był jedną z najchętniej wybieranych propozycji, zwłaszcza przez młodszych telewidzów. Okazuje się, że słynna produkcja z lat 80. kryje za sobą wstrząsające tajemnice. Jaki los spotkał trzech odtwórców mruczka mówiącego ludzkim głosem?
Któż nie pamięta słynnego zaklęcia “hator, hator, hator”? Serialem o kocie pochodzącego ze starożytnego Egiptu pasjonowała się cała Polska w latach 80. Okazuje się, że w trakcie nagrywania serialu w jego rolę wcielał się niejeden, a trzy mruczki, aczkolwiek żaden z nich nie miał łatwego życia.
Najbardziej znany koci bohater czasów PRL, czyli wcielenie egipskiego kapłana Rademenesa
Rademenes trafił do swojego serialowego opiekuna - 13-letniego Darka Tarkowskiego - kiedy ten ocalił go z rąk chuliganów, którzy chcieli go skrzywdzić. Wówczas nastolatek nie zdawał sobie sprawy, iż uratowany przez niego zwierzak nie jest zwyczajnym pieszczochem. Pierwsze zaskoczenie u chłopca wywołał fakt, że zwierzę zaczęło komunikować się z nim ludzkim, nieco zachrypniętym męskim głosem. Następnie na dowód wdzięczności za ocalenie mu życia obiecał, że spełni jego siedem życzeń. Oczywiście chłopiec jeszcze nie ma świadomości, iż nieprzemyślane życzenia mogą przynieść więcej szkody niż pożytku.
Wraz z rozwojem fabuły chłopiec uświadamia sobie, że czarny kot to tak naprawdę przemieniony w zwierzę egipski kapłan o imieniu Rademenes. Losy Darka i jego mruczka śledzili telewidzowie w różnym wieku, a fantastyczny klimat tylko dodawał produkcji uroku.
Ratują zwierzęta z rąk oprawców. Proszą o Twoje 1,5%
Jak potoczyły się losy kotów wcielających się w Rademenesa?
Kiedy o serialu z lat 80. ubiegłego wieku zaczęli wypowiadać się aktorzy, producenci i scenarzyści, ujawniono, że w głównego zwierzęcego bohatera wcielał się niejeden, a aż trzy czarne mruczki. Jednak wszystko wskazuje na to, że żadnemu z nich nie podobała się praca na planie.
Pierwszy koci aktor wcielający się w rolę Rademenesa zakończył swój żywot, kiedy nieprzypilnowany przez członków ekipy spadł z 14. piętra budynku. Drugi wyraźnie dawał znać, że nie czuje się dobrze w roli aktora, przejawiając agresję w stosunku do osób obecnych na planie. Był tak zestresowany, że znaczył całe mieszkanie, dlatego faszerowano go lekami uspokajającymi. Trzeci zwierzak natomiast zamiast sławy wybrał wolność i po prostu wymknął się przez niedomknięte drzwi. Znaleziono go dopiero po wielu godzinach poszukiwań.
- Kot nie przychodzi jak pies na zawołanie. Robi, co chce, i kiedy chce. Pierwszy popełnił samobójstwo po dwóch tygodniach zdjęć, skacząc z czternastego piętra bloku na Jelonkach. Nie spadł na cztery łapy. Drugi oszalał i zaczął wszystkich atakować, drapać, gryźć. Trzeci - niczym się nie przejmował, nie reagował, aż któregoś dnia, wykorzystując nasze zaufanie, zwiał. Na szczęście ktoś go znalazł i mogliśmy dokończyć film - opowiadał niegdyś dla “Faktu” Daniel Kozakiewicz, odtwórca roli Darka.
Co więcej, na przestrzeni lat narodziły się kolejne plotki dotyczące kota Rademenesa z serialu “Siedem życzeń”. Niektóre z teorii głosiły, że zwierzę zostało uśpione i poddane taksydermii, aby lepiej prezentować się na zdjęciach, ponieważ na złość ekipie, nie chciało otwierać pyszczka w scenach „mówionych”, a zastępcza kukiełka nie sprostała oczekiwaniom filmowców. Z kolei właścicielka wypchanego mruczka miała dostać odszkodowanie, a na planie, według pomówień, mieli rzekomo operować kocimi zwłokami.
W związku z tymi pogłoskami, w dyskusji o „Siedmiu życzeniach” nie brakowało nieprzychylnych komentarzy głoszonych przez środowiska pro-zwierzęce, a do ekipy filmowej zaczęły spływać pogróżki. Producenci zapewniają jednak, że na planie nie ucierpiało żadne zwierzę.
Makabryczne plotki o "Siedmiu życzeniach" - gdzie kryje się prawda?
Jak na ironię za podsycenie plotek może być odpowiedzialny sam Maciej Zembaty - podkładający głos zwierzakowi, który słynął z czarnego humoru. Inne teorie zakładają, że zrobił to z zemsty, gdyż współpraca z kocimi aktorami nie układała się po jego myśli. Dopiero po wielu latach od ukończenia zdjęć stanowczo zaprzeczył mrożącym krew w żyłach pomówieniom, raz na zawsze rozwiewając wątpliwości wokół losu odtwórcy Rademensa.
- Muszę zdementować: nikt nie uśpił żadnego kota, żeby go potem animować, bo animowaliśmy pacynkę, na montażu klatka po klatce – podkreślał Zembaty podczas występu w “Dzień dobry TVN”. – Nikt zwierząt nie męczył, raczej zwierzęta nas męczyły, bo nie chciały grać - skwitował.
A o co Wy prosilibyście Rademenesa, magicznego kota z kultowego serialu PRL?
źródło: onet.pl; wamiz.pl; interia.pl