Kobieta przygarnęła błąkającego się kota. Po 3 miesiącach oskarżono ją o kradzież
Pewnego wieczoru pani Natalia zobaczyła błąkającego się po ulicach kota. Przygarnęła go, a po trzech miesiącach została oskarżona o kradzież. Chociaż kot szczęśliwie trafił już do swojej właścicielki, kobiecie nadal grozi więzienie.
Jak informuje portal wydarzenia.interia.pl, pewnego wieczoru pani Natalia Kozdrowska spędzała wieczór w jednej z restauracji w centrum Świdnicy. Gdy wychodziła z lokalu, zauważyła błąkającego się kota.
Chciała uratować kota, została oskarżona o kradzież
Kobieta przekonuje, że wcale nie chciała ukraść kota, tylko mu pomóc. Zapytała obsługę lokalu, czy wie, do kogo należy zwierzak, a kiedy usłyszała, że do nikogo, postanowiła go zabrać, ponieważ zrobiło jej się go żal.
– Po prostu chciałam go uratować, no bo umówmy się, samotne zwierzę przy ruchliwym skrzyżowaniu, po godzinie 22 to nie jest codzienny widok. Później chciałam znaleźć właściciela, żeby kota oddać – opowiada Natalia Kozdrowska, cytowana przez portal wydarzenia.interia.pl.
Kolejnego dnia pani Natalia wielokrotnie podejmowała próby dodzwonienia się pod numer, znajdujący się na obroży kota, ale bezskutecznie. Zatelefonowała także do schroniska. Jednak po trzech dniach kot uciekł.
– Kot jak kot, zwykły szary dachowiec, próbowałam pomóc, no ale jednak instynkt okazał silniejszy i zwiał. Myślałam, że sprawa jest zakończona, zdążyłam już nawet o tym kocie zapomnieć. A tu po 3 miesiącach do mojego domu wpadają policjanci i mówią, że pójdę do puchy, bo jestem oskarżona o kradzież kota – mówi pani Natalia, cytowana przez portal wydarzenia.interia.pl.
Do akcji wkroczyła policja
Jak się później okazało, właścicielka kota zgłosiła na policję kradzież swojego podopiecznego, gdy ten przez dłuższy czas nie wracał do domu. Policja po obejrzeniu nagrań z monitoringu z restauracji oraz po rejestracji samochodu dotarła do pani Natalii. Następnie przeszukano jej dom, a także dom jej byłego męża oraz jego matki.
Obecnie pani Natalii grozi kara pozbawienia wolności, ponieważ zabranie kota zostało zaklasyfikowane jako przestępstwo.
Dodatkowo kot został wyceniony przez jego właścicielkę i policję na sumę 1000 zł, ponieważ uznano, że jest kotem rasowym. W rzeczywistości wcale nim nie jest, gdyż nie posiada rodowodu. Jak przekonuje Grażyna Kolczyńska, prezes Polskiego Związku Felinologicznego, nie istnieje coś takiego jak "kot rasowy bez rodowodu".
– Albo kot jest rasowy i ma rodowód, albo to zwykły dachowiec, który po prostu nieco przypomina z wyglądu kota rasowego. W polskim prawie zwierzęta są traktowane jak przedmioty. To oznacza, że taki kot nie ma żadnej wartości, jedynie sentymentalną dla właściciela – mówi Grażyna Kolczyńska, cytowana przez wydarzenia.interia.pl.
Sprawy nie da się już wycofać
Zwierzę zostało już odnalezione i obecnie znajduje się pod opieką prawowitej właścicielki. Akcję poszukiwawczą zorganizowała pani Natalia po tym jak odwiedziła ją policja. Przekazała wtedy czworonoga pracownikom restauracji i poprosiła o zwrócenie go właścicielce. Mimo dobrych chęci wciąż grozi jej więzienie, a swoją niewinność będzie musiała udowodnić w sądzie. - To jest kot wychodzący, nie ma w Polsce zakazu wypuszczania kota luzem. Zdarzało się, że on nie wracał kilka dni, ale zawsze przychodził, aż ta pani go zabrała. Moim zdaniem zrobiła to celowo, chciała go ukraść. Ale mi zależało, tylko żeby kot wrócił do domu, więc nie zależy mi, żeby ciągać ją po sądach. Tylko sprawy nie mogę wycofać, bo to już nie ode mnie zależy, to już idzie z urzędu – tłumaczyła właścicielka kota.
Dołącz do nas
Jeśli chcesz przedstawić nam swojego pupila lub masz ciekawą historię związaną ze zwierzęciem do opowiedzenia, napisz do nas na [email protected]. Pamiętaj też o dołączeniu do naszej grupy na Facebooku, gdzie możesz spotkać innych miłośników zwierząt - Kochamy Zwierzęta. Bądź z nami!
Bezpański kot zasnął na krześle w kawiarni. Zaskakujące, jak zareagowała kelnerka
Opiekunka odbiera psa od weterynarza. Wyraz jego pyska mówi sam za siebie
Źródło: wydarzenia.interia.pl