Kielce. Rusza proces Grzegorza N., który skrzywdził kundelka. Twierdzi, że zrobił to na prośbę teściowej
Życie kundelka uratował anonimowy telefon do przychodni weterynaryjnej w Dyminach (woj. świętokrzyskie). Osoba zgłaszająca poinformowała o pobitym psie, który leży w szopie przykryty blachą. Interwencję podjęli pracownicy schroniska w Dyminach, którzy odnaleźli brutalnie pobitego kundelka. Pies wyglądał na martwego, ale gdy tylko zaczęto do niego mówić, ostatnimi siłami zaczął pokazywać, że żyje.
Walka o życie Iana
7-miesięczny kundelek, który otrzymał na imię Ian miał wielodłamkowe złamania kości czaszki. Jego stan był fatalny, należało pilnie rozpocząć walkę o życie zwierzaka.
- Pies miał obrzęki w okolicy głowy oraz obrzęk w okolicy szyi, nie był w stanie utrzymać się na nogach”. "Pies miał na tyle wielkie obrzęki w obrębie czaszki, że nie mogłem dotrzeć do błony bębenkowej - miał powiedzieć jeden z lekarzy weterynarii, który badał psa.
Historia Iana została udostępniona w mediach społecznościowych, gdzie rozpoczęto zbiórkę pieniędzy na jego leczenie. Dzięki wsparciu ludzi z całej Polski udało się zebrać pieniądze na rachunki dla weterynarzy, którzy walczyli o jego życie. Pies wrócił do zdrowia, jednak wciąż odczuwa skutki bestialskiego ataku. Jak czytamy na TVP3 Kielce, kundelek momentami wciąż nie jest w stanie utrzymać równowagi, nie wie, co się dookoła niego dzieje, przewraca się.