Jeleń zawisł na płocie, konał w męczarniach przez godzinę. Służby przez cały czas były na miejscu
Jeleniowi spacerującemu ulicami Poznania nie udało się przeskoczyć bramy prowadzącej na teren posesji. Zwierzę nieszczęśliwie nadziało się na ostry pręt. Świadek dramatycznego zdarzenia powiadomił o tym fakcie służby mundurowe. Cierpiące zwierzę musiało czekać ponad godzinę na specjalistę, który ukrócił jego męki. Do przyjazdu weterynarza jeleń zwisał z ogrodzenia, coraz bardziej nadziewając się na bramę i wymiotując krwią, czemu bezradnie przyglądali się strażnicy miejscy, strażacy i przechodnie.
Mieszkanka Poznania natknęła się na cierpiące zwierzę. Jeleń zawisł na bramie
W środę 6 grudnia tuż przed godziną 20 pewna kobieta dokonała makabrycznego odkrycia. Jadąc ulicą Pasieka w Poznaniu, natknęła się na dorosłego samca jelenia. Zwierzę prawdopodobnie próbowało przeskoczyć przez ogrodzenie jednego z domów jednorodzinnych. Niestety, nie udało mu się to.
Jeleń nadział się brzuchem na pręty od bramy. W efekcie konał w męczarniach, zwisając głową w dół. Wokół widoczna była plama krwi. Kobieta nie pozostała obojętna na los cierpiącego zwierzęcia i natychmiast zadzwoniła pod numer alarmowy 112. Liczyła na to, że służby skrócą jego agonię.
Czegoś takiego w ZOO jeszcze nie było. Teraz nikt nie ma wątpliwości, jaka zima nas czekaSłużby mundurowe niewiele mogły zrobić. Zwierzę wykrwawiało się na ich oczach
Po 10 minutach od zgłoszenia na miejscu zdarzenia pojawili się strażnicy miejscy i straż pożarna. Strażacy uznali, że nie są w stanie uwolnić jelenia, dlatego specjaliści przekazali sprawę dalej, przekazując informacje centrali. W oczekiwaniu na przyjazd lekarza weterynarii z Rokietnicy obecnym na miejscu osobom pozostało jedynie obserwować konające stworzenie. Przygnębiający widok opisano w mediach społecznościowych następującymi słowami:
Z każdym ruchem [zwierzę] nabijało się coraz bardziej na płot, wymiotując krwią, rozdarte wpół, z wnętrznościami na wierzchu.
Oczekiwanie na weterynarza jedynie wydłużyło agonię zwierzęcia
Przebieg akcji uznano za skandaliczny i niehumanitarny, gdyż pomimo szybkiej reakcji kobiety oraz służb, zwierzę i tak musiało czekać ponad godzinę na przyjazd weterynarza.
Po ponad godzinie przyjechał pan z Rokietnicy, ponieważ podobno tylko z trzema osobami urząd miasta Poznania ma umowę na interwencję w sprawie dzikich zwierząt. (…) Jak można dopuszczać do takich cierpień umierającego zwierzęcia, które w cywilizowanym dużym mieście, powinno zaznać ulgi po 15 minutach? - skarży się autorka wpisu, który zamieszczono na Facebooku.
W tego typu interwencjach dotyczących dzikich zwierząt jedynie wybrane osoby oraz punkty weterynaryjne są uprawnione do uśmiercenia rannego stworzenia. Potrzebny jest do tego inny zestaw narzędzi i dawek farmaceutyków niż te dostępne w gabinetach, gdzie leczy się zwierzęta towarzyszące. Niemniej jednak mając na uwadze ograniczoną dostępność specjalistów i wydłużony okres oczekiwania, Miasto Poznań, a także jednostki administracyjne w innych miastach powinny być przygotowane na taką ewentualność.
Źródło: wiadomosci.wp.pl