Cierpiał nie tylko Oluś. Nowe fakty ws. Grzegorza Borysa, ma na swoim koncie jeszcze jedną zbrodnię
Gdzie jest Grzegorz Borys? To pytanie od kilkunastu dni zadaje sobie policja, żandarmeria wojskowa oraz miliony Polaków. Służby uczestniczą w obławie mającej na celu zatrzymanie 44-latka z Gdyni, podejrzanego o zabójstwo swojego 6-letniego synka Olusia. Niedawno na jaw wyszły kolejne szczegóły zbrodni. Okazało się, że Grzegorz Borys ma na rękach krew jeszcze jednego członka rodziny.
Grzegorz Borys wciąż na wolności. Trwają poszukiwania podejrzanego o zabójstwo 6-letniego Olusia
Minęło już dwanaście dni od znalezienia zwłok dziecka w bloku przy ulicy Górniczej w Gdyni. Sześcioletni Oluś przed śmiercią cierpiał. Prokuratura podała, że chłopiec zginął w wyniku rany ciętej szyi, która spowodowała wstrząs krwotoczny i niedotlenienie mózgu. Z relacji informatorów wynika, że był świadomy tego, co się dzieje. Oluś desperacko walczył o życie, które prawdopodobnie odebrał mu jego ojciec - 44-letni Grzegorz Borys, starszy marynarz, który od 2017 r. pracował w Komendzie Portu Wojennego Marynarki Wojennej.
Podejrzany mężczyzna zbiegł z miejsca zbrodni i póki co nie udało się go złapać. W akcję poszukiwawczą są zaangażowani policjanci oraz żandarmi wojskowi. Wiele wskazuje na to, że podejrzany o popełnienie brutalnego morderstwa ukrywa się w lesie w okolicach Gdańska, Gdyni i Chwaszczyna. Dlatego specjaliści proszą mieszkańców Pomorza o nie utrudnianie śledztwa i zachowanie szczególnej ostrożności:
Pod osłoną nocy wchodzą nawet na podwórka, mieszkańcy są przerażeni. Służby mundurowe apelująApelujemy jeszcze raz o niewchodzenie do TPK (Trójmiejski Park Krajobrazowy) i po raz kolejny dziękujemy za zrozumienie - ostrzega Pomorska Policja, a następnie dodaje. - Psy policyjne, które biorą udział w akcji, podejmują cały czas tropy. Zapach oraz inne zabezpieczone ślady wskazują na to, że Grzegorz Borys jest cały czas w TPK.
Grzegorz Borys winny śmierci dwóch członków rodziny? Z ciałem Olka znaleziono też psa
Kilka dni temu na jaw wyszły kolejne szczegóły tragedii, która miała miejsce 20 października bieżącego roku w jednym z mieszkań na Fikakowie w Gdyni. Okazuje się, że Grzegorz Borys może mieć na rękach krew nie tylko swojego syna.
W mieszkaniu poza ciałem sześcioletniego chłopca znaleziono zwłoki 17-letniego psa. Mowa o jamniku o imieniu Joy, który od wielu lat żył z rodziną Grzegorza. Czworonóg został potraktowany bardzo brutalnie. Najprawdopodobniej przyczyną śmierci zwierzęcia była dekapitacja za pomocą noża.
Tylko psychopaci robią coś takiego. […] Widok na miejscu tej zbrodni był taki, że nawet doświadczeni policjanci odwracali wzrok - przekazała “Faktowi” osoba znająca kulisy sprawy.
Sąsiedzi już wcześniej mieli obawy. Zdradzili, jak traktował psa przed zbrodnią
Sąsiedzi Grzegorza Borysa przyznali, że pewne zachowania mężczyzny rzucały się w oczy już od dawna. Ci, którzy wypowiedzieli się w tej sprawie wyznali, że podejrzany o morderstwo podczas spacerów ze swoim czworonogiem krzyczał na niego, żeby przyspieszył.
Pies był już w podeszłym wieku, więc jego stan uniemożliwiał mu sprostanie oczekiwaniom właściciela. Nie zważając na sędziwy wiek pupila, Grzegorz Borys zmuszał psa do dotrzymywania mu tempa.
A on po prostu już nie był w stanie szybciej iść. Grzegorz bardzo szybko się denerwował, potrafił się nakręcić w ciągu jednej sekundy ze skali zero do setki - mówi jeden z mieszkańców Fikakowa, cytowana przez “Fakt”.
Warto dodać, że zbrodnia, o którą podejrzewany jest Grzegorz Borys, do złudzenia przypomina sprawę z lipca br, kiedy to inny żołnierz służący w Gdyni pozbawił życia swoją 6-letnią córkę oraz psa w typie rasy amerykański pitbullterier, a następnie popełnił samobójstwo. Jak przekazały wówczas służby, mężczyzna i dziewczynka zginęli od ran ciętych.
Źródło: wiadomosci.onet.pl, lelum.pl, fakt.pl