Był przekonany, że nawet nie lubi kotów, wtedy stało się to. "Twierdził, że nigdy nie będzie kociarzem"
Braveman latami włóczył się po Bronksie. Prawdopodobnie tam właśnie mieszkali właściciele, którzy wyrzucili go z domu. Życie na ulicy go nie oszczędzało. Stał się letargiczny i słaby, jego małe ciało toczyły liczne choroby. W końcu ktoś postanowił podać mu pomocną dłoń. Miał zostać uratowany i znaleźć nową, kochającą rodzinę.
Chociaż nie mieli doświadczenia we wspólnym wychowywaniu kotów, podjęli się tego zadania. Miłośniczka kotów Polina musiała długo przekonywać narzeczonego, żeby zgodził się na adopcję mruczka. Nadal niepewny swojego stosunku do kotów, mężczyzna w końcu zgodził się, ale było jasne, że chce mieć ze zwierzakiem jak najmniej do czynienia.
Włóczył się po ulicach latami. W końcu go uratowano
Leżał na gazetach i folii aluminiowej na trawniku w Bronksie. Sprawiał wrażenie letargicznego i zranionego. Cała akcja ratunkowa nie odbyłaby się, gdyby nie wezwanie Belli, która jako jedyna z sąsiadów postanowiła interweniować w sprawie kota, który wyglądał coraz gorzej.
– Mój kuzyn skontaktował się ze mną ostatnio w sprawie bezdomnego kota, którego widujemy w sąsiedztwie. Ostatnio nie wygląda za dobrze – poinformowała ich kobieta. – Podejrzewamy, że był kiedyś kotem naszych sąsiadów, ale go wyrzucili.
Organizacja Little Wanderers NYC odpowiedziała na wezwanie i udała się do domu kuzyna Belli, przed którym leżał zraniony kot. Objęli go opieką weterynaryjną i zaczęli szukać dla niego zastępczego domu.
– To świetny, lecz zaniedbany kociak, który szuka miłości i domu – pisze organizacja w poście na Facebooku. – Braveman, obiecujemy ci, że nigdy nie będziesz już bezdomny.
Dogoterapia to wsparcie nie tylko dla dzieci. Często wystarczy jeden dotyk i pojawia się uśmiechMężczyzna starał się być niewzruszony zwierzakiem
W trakcie pandemii COVID-19, Polina i jej partner postanowili adoptować wspólnie kota. Mieli być dla niego jedynie zastępczym domem, póki nie znajdzie czegoś na stałe.
– Mój narzeczony nigdy nie miał kota i twierdził, że nigdy nie będzie kociarzem – opowiada Polina. – Kiedy Braveman pojawił się pod drzwiami ze swoim całym dobytkiem, nie był podekscytowany.
Chociaż to Polina chciała adoptować kota, jej napięty grafik sprawiał, że przez większość dnia nie było jej w domu. Wychodziła przed szóstą rano i wracała po szóstej wieczorem. W tym czasie jej narzeczony niechętnie opiekował się kotem.
Ze względu na lata spędzone na ulicy, Braveman był zaniedbany. Potrzebował intensywnej terapii, żeby wrócić do pełni zdrowia. Często musiał widywać weterynarzy, bo miał problemy z uzębieniem, skórą i nawracającymi infekcjami dróg oddechowych. Był też nosicielem wirusa FIV. Na wszystkie wizyty u weterynarza woził go narzeczony Poliny. Mimo że to ona nalegała, aby mieć kota, większość obowiązków spadła na mężczyznę.
– Kiedy Braveman nie chciał jeść, karmił go łyżeczką – mówi Polina. – Nawiązali więź.
"Uratował moją duszę, kiedy moja rodzina straciła ukochanego 14-letniego kota"
Zanim Polina adoptowała Bravemana, była świeżo po utracie ukochanego mruczka. Opieka nad kotem miała chwilowo załagodzić jej żałobę. Chciała przelać swoją miłość w inną istotę.
Teraz kot jest częścią ich rodziny. Jej narzeczony w końcu przekonał się, jak wierne i pełne miłości potrafią być koty.
– Jest naszym pierwszym futrzastym dzieckiem, które pomogło nam odkryć nowe rzeczy o nas samych i sprawić, że nasza mała rodzina jest mocniejsza – mówi Polina. – Teraz Braveman jest znany jako Garry po szachiście Garrim Kasparowie, który urodził się i wychował w tym samym miejscu co ja. Czy kocha szachy? Nie jestem pewna, ale spodobał mu się “Gambit królowej”.
Garry doczekał się braciszka. Kobe jest szczeniakiem, którego przygarnęła rodzina. Kot świetnie sprawdza się w roli starszego brata. Jest częścią rodziny pełnej miłości. Wyszło na to, że ukochany Poliny w głębi duszy od zawsze był miłośnikiem zwierząt, tylko sam o tym nie wiedział.
Źródło: Facebook, lovemeow.com