Niezwykła akcja ratunkowa w Kanadzie. Zmarły setki zwierząt, ludzie ruszyli z pomocą
To były bardzo trudne dni dla sklepu ze zwierzętami Chilliwack’s Reptile Room w kanadyjskim miasteczku Peace Arch. Afrykańskie upały uderzyły nagle i bezlitośnie . Bez działającej klimatyzacji, zwierzęta w sklepie skazane były na śmierć.
Właścicielka sklepu, Amber Quiring, patrzyła bezradnie, jak jeden po drugim gasną trzymane w klatach gady, płazy i małe ssaki. Jej sklep zmienił się niemal w wielki piec.
Klimatyzacja nagle wysiadła
Wszystko zaczęło się kilka dni wcześniej, gdy w sklepie Amber wysiadła klimatyzacja. Kobieta wzywała konserwatorów kilka razy, ale bez specjalnych części nic nie mogli zrobić. Części zamówiono, ale miały przyjść pocztą dopiero za kilka dni. Tymczasem fala gorąca uderzyła w Kanadę.
Amber rozumiała, że jej sklep ze zwierzętami jest wyjątkowo źle przygotowany do upałów. Początkowo próbowała ratować zwierzęta sama ze swoimi pracownikami. Zebrano wiatraki z całej firmy i zakupiono nowe, tak by chłodzić trzymane w klatkach zwierzaki.
Katastrofa przerosła wszystkich
Niestety, sytuacja szybko stała się dramatyczna. Temperatura w sklepie sięgnęła niemal 40 stopni Celsjusza i żaden wiatrak nie był w stanie schłodzić zwierząt.
- Straciliśmy setki zwierzaków w czasie pierwszej doby upałów - mówi Amber w rozmowie z portalem Peace Arch News. - 140 myszy, 5 świnek morskich, 3 króliki, 40 afrykańskich szczurów i ponad 100 zwykłych, 30 chomików, 3 myszoskoczki. To był koszmar.
Następnego dnia Amber już wiedziała, że nie poradzi sobie z katastrofą. Poprosiła o pomoc sąsiadów, którzy zgodzili się zabrać do swoich klimatyzowanych domów część zwierząt. Pozostałe klatki Amber wystawiła na ulicę, by wiatr przyniósł ulgę przegrzanym zwierzętom .
Ochroniarze przybywają z pomocą
Dziesiątki klatek ze zwierzakami, stojące na poboczu, zwróciły uwagę pracowników firmy ochroniarskiej Griffin Security. Podjechali swym autem i zapytali Amber, co tu się właściwie wyrabia.
Gdy kobieta wyjaśnił im, co się stało, mężczyźni nie pogrozili jej ani nie wlepili mandatu w imieniu władz miejskich, lecz postanowili pomóc. Zaoferowali, że przewiozą część zwierząt do biura swojej firmy. Mieli tam duże, klimatyzowane pomieszczenie, gdzie można zmieścić wszystkie klatki.
"Żałuję, że nie zdołałam im pomóc"
Dzięki dobremu sercu ochroniarzy, Amber zdołała uratować wiele swoich zwierząt. Uważa jednak, że upały zadały jej sklepowi potężny cios, po którym długo jeszcze będzie stawała na nogi.
- To dla mnie duży szok finansowy, ale też emocjonalny - tłumaczy kobieta. - Nie kontroluję globalnych temperatur, ale jestem odpowiedzialna za los zwierząt w moim sklepie. Bardzo żałuję, że nie zdołałam zapewnić im należytej ochrony przed gorącem.
Amber podziękowała wszystkim wolontariuszom, którzy pomogli jej ratować zwierzęta. Obecnie przez całą dobę wraz ze swoimi pracownikami szacuje straty i stara się naprawić zniszczenia, jakie afrykańskie upały wyrządziły jej sklepowi.
Źródło: Peace Arch News