Nieuchwytny kocurek wreszcie odważył się wyjść z krzaków. To dopiero początek pięknej przyjaźni
Pracowniczka fundacji zajmującej się bezpańskimi zwierzętami w Ohio spotkała bezpańskiego rudego kocurka. Zwierzę długimi miesiącami nie dawało się nikomu pochwycić. Kiedy w końcu wyszedł kobiecie na spotkanie, był tak bardzo przerażony, że jeśli tylko zrobiła krok w jego stronę lub wyciągnęła ku niemu rękę, z powrotem znikał w chaszczach. Donna się nie zraziła i obiecała, że da z siebie wszystko, aby uratować mruczka i zająć się nim tak, jak należy.
Zdobycie zaufania mruczącego czworonoga wcale nie jest takie proste. Chcąc do tego doprowadzić, należy uzbroić się w nieskończone pokłady cierpliwości, ponieważ proces ten może potrwać dniami, tygodniami, a nawet latami. Mimo sporych trudności z oswojeniem “dzikusków” karmicielka wolno żyjących kotów o imieniu Donna czuła, że gra jest warta świeczki.
Rudy kocurek nagle wyłonił się z krzaków
Mieszkanka Ohio jest odpowiedzialna za dokarmianie blisko 140 kotów należących do miejscowej kolonii. Wiele z nich zabiera do gabinetów weterynaryjnych, a następnie pokrywa ich leczenie z datków od darczyńców, aby finalnie umieścić je w domach tymczasowych bądź stałych. Donna nie ukrywa, że obowiązki związane z wyłapywaniem zdziczałych kotów wymagają od niej wytrwałości i determinacji w dążeniu do celu, a przypadek kocura o imieniu Oliver nauczył ją pokory.
Już od pierwszego spotkania z rudym kocurkiem, który nikomu nie dawał się schwytać, Donna wiedziała, że musi zrobić wszystko, aby pozwolił sobie pomóc. Biorąc pod uwagę doświadczenia, jakie ma w kontaktach ze zwierzętami, szybko wyciągnęła wnioski, że mruczek nie jest agresywny, lecz po prostu boi się kontaktu z człowiekiem.
- Koty takie, jak on muszą zachowywać się w taki sposób dla własnego bezpieczeństwa - tłumaczyła Donna, cytowana przez portal “Love Meow".
Zanim kocur zdążył uciec z powrotem w krzaki, kobieta zrobiła mu kilka zdjęć, które później umieściła w sieci.
Karmicielka kotów zdawała sobie sprawę z faktu, iż zdobycie zaufania zdziczałego zwierzęcia zdecydowanie nie będzie należało do najłatwiejszych rzeczy. Była jednak gotowa się poświęcić i przez kilka miesięcy regularnie pojawiała się w okolicy krzaków, w których spotkała go po raz pierwszy.
Co się stało z Szarikiem z serialu „Czterej pancerni i pies”? Jeden z psich aktorów został wypchanyKobieta przekonywała do siebie kota miesiącami
Podczas kolejnego spotkania z miejscowym dzikuskiem Donna stwierdziła, że więź, jaka wywiązała się między nimi, jest na tyle silna, że spróbuje schwytać rudzielca do transportera. Kociak reagował już nawet na nadane mu imię Oliver, w skrócie Ollie. Kiedy zawołała go po przybyciu na miejsce, wybiegł z zarośli i w ciągu kilku sekund znalazł się u jej stóp.
Na szczęście kot nie wyrywał się, kiedy Donna spróbowała wziąć go na ręce i umieścić w transporterze. Stamtąd trafił prosto do organizacji, w której pracowała kobieta. Oczywiście zgodnie z regulaminem przeszedł szereg badań, a także poddano go obowiązkowej kastracji. Jego wiek oszacowano na około 5 lat.
Ollie w końcu pozwolił sobie pomóc
Z dnia na dzień Oliver zdawał się coraz bardziej przyzwyczajać do życia w otoczeniu ludzi. Jak dowiadujemy się z postów na Instagramie, Oliverowi udało się nawet znaleźć dom na stałe, choć po kilku dniach wrócił z powrotem do fundacji, ponieważ ludzie, którzy go adoptowali, zmienili zdanie.
- Jest wdzięcznym, kochającym, małym, rudym chłopcem - przyznaje Donna.
Po kilku kolejnych dniach okazało się, że oko kotka obficie łzami. Podczas kolejnych badań weterynaryjnych wyszło na jaw, że zwierzę ma również problemy z uzębieniem oraz płucami, w związku z czym musiał przejść długoterminowe leczenie. Przez cały ten czas uwielbiał zabawę z opiekunką i starał się nie dawać po sobie poznać, że coś mu dolega.
Wtedy Donna zdała sobie sprawę, że rozwiązanie miała pod własnym nosem. Kobieta zapałała do mruczka miłością do tego stopnia, iż nie potrafiła się z nim rozstać. W rezultacie sama go adoptowała. Na szczęście udało się przywrócić go do zdrowia, a teraz wiedzie szczęśliwe życie ze swoją wybawicielką, jej mężem i dwoma innymi mieszkającymi z nimi kotami. Ollie zdecydowanie nie mógł trafić w lepsze miejsce.
- Nie wyobrażamy sobie życia bez niego tutaj z nami - podsumowuje Donna.
źródło: lovemeow.com