Biznes kwitł, a męka psa na zapleczu trwała. W końcu nadeszła pomoc
Przedstawiciele OTOZ Animals Inspektorat Bielsko-Biała wraz z policją interweniowali w jednym z lokalnych sklepów. Dotarły do nich informacje, że na zapleczu znajduje się pies, który od długiego czasu żyje w nieodpowiednich warunkach. Na miejscu na jaw wyszła smutna prawda.
OTOZ Animals interweniował w sklepie w Bielsku-Białej
W jednym ze sklepów w Bielsku-Białej miało dojść do długoterminowego przetrzymywania psa na zapleczu. Bliżej przyjrzeć się sprawie udali się ratownicy z OTOZ Animals Inspektorat Bielsko-Biała, na miejscu aktywiści mogli liczyć również na wsparcie policji.
Okazało się, że na zapleczu rzeczywiście znajduje się sunia. Wszystko wskazywało na to, że boi się ludzi, a w szczególności swojej właścicielki, na którą warczała i chowała się na jej widok w najdalszy kąt. By dostać się do psa, ratownicy musieli nie tylko odsunąć stertę kartonów, ale także wyciągnąć go spod regału.
Pies w opłakanym stanie na posesji sołtysa. Interweniował OTOZ Animals Kotka trafiła do nich po dwóch dniach porodu. Smutna prawda wyszła na jawNie mieli wątpliwości, że sunia od dawna nie opuściła zaplecza
Przedstawicielom OTOZ Animals w Bielsku-Białej od razu po przybyciu na miejsce rzuciły się w oczy resztki ludzkiego jedzenia, którym najprawdopodobniej był karmiony pies. Ponadto na podłodze znajdował się mocz i kał czworonoga, co dało się wyczuć, już będąc na korytarzu.
No i tak pies żył sobie tam kilka lat bez wyprowadzania na zewnątrz, do jedzenia dostając najtańszą suchą karmę oraz resztki z zamawianego jedzenia pracowników - smutno podsumowują sytuację psa ratownicy.
Inspektorzy zorientowali się, że sunia nie wychodziła na zewnątrz, gdy zaobserwowali jakie emocje wywołało w niej pokonanie schodów, które trzeba przejść, by wydostać się z budynku. Ta wydawać by się mogło zwyczajna czynność, spowodowała u niej przerażenie.
Pies dawał o sobie znać klientom
Przetrzymywana na zapleczu sunia dawała o sobie znać klientom sklepu, od czasu do czasu szczekając. Z informacji udostępnionych w social mediach przed aktywistów dowiadujemy się, ze najczęściej działo się to gdy usłyszała dźwięk piszczącej zabawki na sklepie.
Próbowała powiedzieć - jestem, żyję... - czytamy.
Na szczęście czworonoga, jeden z odwiedzających sklep zareagował na jego nieśmiałe wołanie o pomoc. Dzięki temu o suni dowiedzieli się aktywiści, dla których jej los również nie był obojętny. Teraz Marika, ponieważ tak się nazywa, jest już w dobrych rękach i wszyscy trzymamy kciuki, by nigdy nie musiała doświadczyć już tak przykrego losu.
źródło: facebook/OTOZ Animals Inspektorat Bielsko-Biała