Hodowla pszczół dla każdego? Co warto wiedzieć przed założeniem własnej pasieki?
By założyć swoją pasiekę, trzeba najpierw uzbroić się we właściwy sprzęt i wiedzę na temat pszczół. Najlepiej jeszcze znaleźć kogoś doświadczonego, kto mógłby pomagać w razie kłopotów. Co jeszcze warto wiedzieć w tej materii przed nadchodzącym sezonem, opowiedział nam doświadczony pszczelarz. Zacznijmy jednak od podstaw.
Zakładanie własnej pasieki
- Pszczoły to niezwykle pożyteczne owady zapylające, a korzyści płynące z posiadania własnej pasieki są dwojakiego rodzaju. Po pierwsze, produkty, które można uzyskać od pszczół – takie jak miód, pyłek czy propolis – wzmacniają odporność organizmu i polepszają ogólny stan zdrowia człowieka. Mając własną pasiekę, nie trzeba ich już kupować, gdyż zawsze mamy je pod ręką. Drugą bardzo wielką korzyścią, o której większość osób nie wie, jest zapylanie upraw i innych roślin owadopylnych. Dzięki pszczołom mamy np. jabłka, wiśnie czy nawet olej rzepakowy – wyjaśnia nam Sławomir Śnieguła, właściciel ekologicznej pasieki Pszczółki Śniegółki.
Z własnej pasieki można czerpać korzyści pełnymi garściami. Poza tym bez pszczół byłoby niezwykle ciężko sobie poradzić, zwłaszcza jeśli mowa o wszelakich uprawach rolnych. Nawet jeśli mamy w ogródku kilka krzaków owocowych, zbiory nie odbędą się bez wcześniejszego udziału zapylaczy. Co jednak należy zrobić, by móc samemu prowadzić taką przydomową pasiekę?
- Tak naprawdę każdy, kto będzie miał jakiś kawałek ziemi, na którym mógłby postawić ule, może sobie założyć swoją pasiekę. Ewentualnie są też pasieki miejskie, na które trzeba uzyskać pozwolenie właściciela budynku (zakłada się je na dachach bloków), ale większość osób ma takie ule na działkach czy gdzieś pod swoim domem. Należy jednak pamiętać, że nie można stawiać ich blisko ogrodzenia, za którym jest posiadłość innych osób, chodnik czy droga. Muszą one znajdować się w odległości co najmniej 15 metrów od takiego płotu, żeby te pszczoły nie przeszkadzały osobom postronnym – wyjaśnia pszczelarz.
Gdy rozpocznie się przygotowania do przygody z pszczołami, warto się też zapisać do lokalnego związku pszczelarskiego. Poza tym dobrze też wcześniej sprawdzić, czy nie jest się uczulonym na jad pszczeli, co z resztą dotyczy też całej najbliższej rodziny . W takiej sytuacji lepiej odpuścić sobie hodowlę pszczół dla własnego bezpieczeństwa.
- Jeśli ktoś jest uczulony na jad pszczeli, albo zwyczajnie nie ma czasu, pieniędzy i ochoty na zakładanie całej pasieki, może zainwestować w pszczoły niemiodne, które przy okazji także nie żądlą. Jeśli ktoś chce mieć, dajmy na to, tylko ładne kwiatki w ogródku, to może utworzyć specjalne miejsca do hodowli dzikich pszczół murarek. Taki domek dla nich można kupić albo zrobić samemu. Do tego wystarczy zebrać trochę trzciny jesienią, odpowiednio ją związać i postawić w dobrym miejscu w ogrodzie. Jeśli ktoś nie chce czekać, aż dzikie pszczoły same wprowadzą się do takiego „hotelu”, to murarki ogrodowe można kupić nawet przez Internet – wyjaśnia pszczelarz.
Niezbędny sprzęt, niezbędna wiedza, niezbędne wsparcie
Wiadome jest, że do utrzymania pszczół miodnych potrzebny jest ul. Ale to nie wszystko, niezbędny jest także odpowiedni sprzęt. Na początku jednak warto sobie powiedzieć, że posiadanie jednego czy dwóch uli jest mało opłacalne. Bardzo często zdarza się, że pszczoły na coś zachorują albo nie przeżyją zimy. Jeśli ktoś ma tylko dwa ule i obie rodziny je zamieszkujące z jakichś przyczyn nie przetrwają, to tym samym zginie cała pasieka i wiele rzeczy trzeba będzie zacząć od nowa.
- Zawsze lepiej mieć więcej uli, właśnie z tego względu, że łatwiej wtedy prowadzić gospodarstwo pasieczne. Wiadomo, że w sezonie jedna rodzina jest słabsza, druga silniejsza. Jak ma się więcej tych pszczelich rodzin, to można wtedy „żonglować” ramkami z czerwiem i przekładać owady między jednym a drugim ulem, żeby te słabsze rodziny wzmocnić. Takie minimum, żeby to wszystko było przyjemne i możliwe w utrzymaniu na dłuższą metę, to około 10-15 rodzin pszczelich na początek – wyjaśnia pszczelarz Sławomir Śnieguła.
Kolejną kwestią, która sprawia, że utrzymanie pojedynczych uli jest nieopłacalne, jest fakt, że niezależnie od ilości rodzin zawsze trzeba zakupić ten sam sprzęt, taki jak wirówka do miodu czy topiarka do wosku. Ten wydatek wynosi jednorazowo około 4000-5000 zł, niezależnie od wielkości pasieki. Na tym jednak koszty się nie kończą.
- Ktoś, kto zaczyna od zera, to najlepiej, gdyby znalazł pszczelarza, który sprzedaje odkłady, czyli w sezonie zabiera część pszczół ze swoich uli, dodaje do nich młodą matkę i tworzy w ten sposób nową rodzinę (zwykle robi się to w maju i czerwcu). Przeciętnie taka jedna pszczela rodzina na pięciu ramkach do ula to jest koszt około 250 zł. Do tego trzeba dokupić sam ul (min. 300 zł za sztukę), kombinezon (ok. 200 zł), odpowiednie rękawice, dłuto do manipulacji ramkami w ulu, odsklepiacz do plastrów, zmiotka do pszczół… Tych sprzętów jest dość dużo i niezależnie od tego, czy ma się dwa ule, czy więcej, to i tak trzeba w to wszystko zainwestować - mówi Sławomir.
- Poza tym wszystkim należy się zarejestrować u powiatowego lekarza weterynarii. Będzie on miał wtedy pieczę nad pszczołami. Niestety istnieje wiele chorób, które dotykają te owady i musi to być kontrolowane. Natomiast jeśli ktoś chce dodatkowo sprzedawać miód, to oprócz rejestracji u powiatowego lekarza weterynarii, musi też wyrobić pozwolenie na sprzedaż bezpośrednią albo na handel detaliczny (i wtedy można go sprzedawać np. do sklepu). Dobrze też znaleźć wcześniej jakiegoś pszczelarza, który chociaż przez pierwszy rok czy dwa lata pomoże przy pasiece. Należy to zrobić choćby z tego powodu, że przy braku doświadczenia trudno rozpoznać, czy rodzina jest zdrowa, czy chora, a jeśli jest chora, to na co i jak w takiej sytuacji należy reagować.
Warto też zadbać o to, by pszczoły miały co jeść. Zanim się założy pasiekę, trzeba się rozejrzeć, czy w okolicy w ogóle są rośliny miododajne. Bez nich trzeba będzie samemu dokarmiać pszczoły przez cały sezon. Oczywiście nie należy też pryskać drzew ani innych roślin żadnymi preparatami. Nawet jeśli nie są one owadobójcze, to zmieniają zapach pszczół, które mają z nimi kontakt. Nie mogą one potem wrócić do ula, gdyż nie są rozpoznawane przez swoją rodzinę. Są traktowane jako zagrożenie, a nawet zabijane. Z tego powodu najlepiej – jeśli ktoś ma sad, czy nawet tylko kilka drzew owocowych – żeby spryskiwał go tylko wieczorami, kiedy pszczoły już nie latają.
Zobacz zdjęcia: